Kolejny pożar stodoły w Kiczni koło Łącka (woj. małopolskie). Tym razem z dymem poszło ok. 60 tys. zł. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale wszystko wskazuje na to, że we wsi grasuje podpalacz.
Sobotnia noc nie należała do spokojnych dla strażaków z Nowego Sącza. Kilka minut po godzinie pierwszej otrzymali oni zgłoszenie o płonącej stodolew Kiczni. Pożar był groźny, ponieważ w środku budynku znajdowało się sporo słomy i siana. Dlatego dyżurny wysłał aż osiem zastępów straży.
– W chwili przyjazdu straży pożarnej stodoła objęta była pożarem w całej objętości, a ogień wydostał się na zewnątrz – wyjaśnia Komenda Miejska Państwowej Straż Pożarnej w Nowym Sączu.
Walka z żywiołem była bardzo trudna. Strażacy gasili wodą rozprzestrzeniające się płomienie, a przybywające na miejsce pożaru jednostki OSP rozwijały kolejne linie gaśnicze.
Po stłumieniu ognia, koparką usunięto na zewnątrz spalone siano i dogaszono je prądem wody. Następnie rozebrano dach i ściany stodoły na większej części budynku.
– Przepalone drewniane belki z konstrukcji stodoły dogaszaliśmy prądem wody i pocięliśmy na mniejsze części przy pomocy mechanicznych pił do cięcia drewna – opowiadają strażacy.
Wstępnie oszacowano straty na 60 tys. zł.
To było podpalenie?
Przyczyny pożaru ustala policja, ale wszystko wskazuje na to, że było to podpalenie. Płomienie gasiło 40 strażaków. Cała akcja trwała cztery godziny.
To już trzeci pożar stodoły w Kiczni w ciągu kilku miesięcy. Mieszkańcy są przekonani, że we wsi grasuje podpalacz.
oprac. Kamila Szałaj, fot. OSP Łącko