Właśnie mija pięć lat, odkąd wprowadzono zakaz stosowania neonikotynoidowych zapraw nasiennych. Przez ten okres polscy, ale także unijni producenci rzepaku, musieli sobie jakoś radzić. Nie było to łatwe, bo po wycofaniu tych substancji nie zapewniono im żadnego alternatywnego sposobu ochrony upraw. Nie dziwi więc fakt, że wzrosła liczba oprysków, a zużycie insektycydów rzepakowych w Polsce jest niemal 3,5-krotnie większe niż przed wprowadzeniem zakazu. Dziwi natomiast decyzja Komisji Europejskiej i postawa ekologów.
Kilka dni temu EFSA (Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności) opublikował raport, z którego wynika, że neonikotynoidy zagrażają pszczołom – dzikim i miodnym. Na podstawie tej oceny Komisja Europejska ma w przyszłości podjąć decyzję o utrzymaniu bądź zniesieniu ograniczeń dotyczących neonikotynoidów.
Wytyczna nadal niezatwierdzona
Warto jednak wiedzieć, że wnioski EFSA opierają się na projekcie wytycznej ws. oceny ryzyka środków ochrony dla pszczół. A projekt ten po pierwsze nie jest zatwierdzony przez Komisję Europejską, a po drugie krytykuje go większość państw członkowskich, bo ich zdaniem nie da się spełnić części jego wymogów. Nie przeszkadzało to jednak Komisji w wykorzystaniu projektu – wbrew stanowisku krajów unijnych – do oceny bezpieczeństwa neonikotynoidów. Dziwne, bo w przypadku innego projektu wytycznej – dotyczącego pozostałości środków ochrony roślin – KE poleciła EFSA i państwom członkowskim, by z niego nie korzystały, dopóki nie zostanie zatwierdzony.
– Spełnienie części z wymogów zawartych w projekcie wytycznej ws. oceny ryzyka środków ochrony dla pszczół jest niewykonalne, co czyni ten dokument niepraktycznym. A więc posługiwanie się tym dokumentem jako podstawą do jakiejkolwiek oceny naukowej rodzi wątpliwość co do wiarygodności uzyskanych wniosków – wyjaśnia Marcin Mucha, dyrektor Polskiego Stowarzyszenia Ochrony Roślin.
Dlaczego więc Komisja Europejska bierze ten projekt za podstawę badań? Nie wiadomo. Podobnie, jak nie wiadomo, kiedy zajmie się tym projektem, ustali z państwami członkowskimi jego ostateczny kształt i w końcu go zatwierdzi. A zabiegają o to i organizacje rolnicze i branżowe związki producentów środków ochrony roślin. Bo, jak zaznaczają, im też zależy na przejrzystych regułach badań wpływu pestycydów na zapylacze.
Wystąpiliśmy z zapytaniem do KE w tej sprawie, ale póki co nie otrzymaliśmy konkretnej odpowiedzi.
Warroza czy neonikotynoidy?
Dużo szumu wokół neonikotynoidów narobiły organizacje ekologiczne, które domagają się całkowitego wycofania tych substancji. Greenpeace złożył nawet petycję w ministerstwie rolnictwa w tej sprawie. Zdaniem tej organizacji, neonikotynoidy są jednym z największych zagrożeń dla pszczół. Ekolodzy powołują się ocenę EFSA i na badania naukowe, które „potwierdzają, że środki te stanowią poważne zagrożenie nie tylko dla pszczół miodnych i dziko żyjących, ale także dla innych gatunków zwierząt: motyli, bezkręgowców wodnych, a nawet ptaków”.
Ale w sprzeczności do tych greenpeaceowych rewelacji stoi raport opublikowany w maju ubiegłego roku przez holenderski Uniwersytet w Wageningen. Wskazuje on, że to pasożyty, choroby (głównie warroza) i praktyki pszczelarskie głównie doprowadziły do zwiększenia się strat rodzin pszczelich, a nie neonikotynoidy.
Tezę tę potwierdzają także polscy naukowcy. I dodają, że upadki rodzin pszczelich wywołane stosowaniem środków ochrony roślin stanowią ok. 0,5 proc. ogólnej liczby upadków rodzin pszczoły miodnej w ciągu roku.
– Należałoby tutaj przytoczyć liczby podane przez Główny Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa, według którego w 2015 i 2016 roku potwierdzono odpowiednio 7 i 20 przypadków zatruć pszczół nieprawidłowo stosowanymi środkami ochrony roślin na ponad 60 tys. pasiek w Polsce – mówi dr Grzegorz Pruszyński z Instytutu Ochrony Roślin w Poznaniu.
Silny wzrost zużycia insektycydów
Powstaje więc pytanie – komu wierzyć? Ekolodzy i naukowcy przerzucają się argumentami, ale w tym sporze najbardziej poszkodowani są rolnicy i… pszczoły. Okazuje się bowiem, że po wycofaniu zapraw neonikotynoidowych zawierających imidaklopryd, klotianidynę i tiametoskam, wzrosło zużycie insektycydów w ochronie rzepaku. Czemu? Producenci muszą sobie jakoś radzić ze zwiększoną liczbą groźnych dla tej uprawy owadów, głównie ze śmietką kapuścianą. Dlatego wjeżdżają w pole opryskiwaczem nawet 5-8 razy w sezonie, by zniszczyć szkodniki, których przy zastosowaniu neonikotynoidów nie byłoby wcale albo występowałyby w mniejszym natężeniu. Potwierdzają to zresztą badania firmy Kleffmann, z których wynika, że zużycie insektycydów do ochrony rzepaku w Polsce po 2013 roku wzrosło niemal 3,5-krotnie!
Wychodzi więc na to, że pszczoły wpadły z przysłowiowego deszczu pod rynnę. Bo przecież konieczność stosowania wielokrotnych zabiegów chemicznych zwiększa zagrożenie dla tych zapylaczy.
– Rzeczywiście, bezpieczniej dla pszczół byłoby zastosować profesjonalną zaprawę nasienną zawierającą neonikotynoidy, niż później w to samo miejsce robić kilka zabiegów środkami kontaktowymi – przyznaje Juliusz Młodecki, Prezes Zarządu Krajowego Zrzeszenia Producentów Rzepaku i Roślin Białkowych.
Lepiej pryskać niż zaprawiać?
Ekolodzy nie dostrzegają jednak skali tego problemu. Greenpeace na nasze zapytanie o wzrost zużycia środków owadobójczych, odpowiedział, że jest to cena, jaką trzeba zapłacić za wycofanie neonikotynoidów.
– Greenpeace stoi na stanowisku, że w celu ochrony pszczół, ale też innych organizmów oraz gleby, wody i powietrza, powinniśmy dążyć do głębokich zmian, które uniezależnią produkcję rolną od syntetycznych środków ochrony roślin. Takim rozwiązaniem jest rolnictwo ekologiczne. (…) Zanim dojdzie do takiej zmiany skazani jesteśmy na rozwiązania połowiczne. Jednym z nich jest wycofywanie w pierwszej kolejności najbardziej szkodliwych pestycydów, których negatywne działanie na populacje owadów zapylających jest z wielu względów wielokrotnie silniejsze i długotrwałe niż pestycydów nie będących neonikami – wyjaśnia nam Krzysztof Cibor z Greenpeace (pisownia oryginalna).
Tyle tylko, że nie ma szans na produkcję żywności jedynie w systemie rolnictwa ekologicznego. Przecież z roku na rok trzeba wyżywić coraz większą liczbę ludzi. A uzyskanie dużej ilości taniej żywności wymaga zwiększenia wydajności produkcji, czemu rolnictwo ekologiczne nie jest niestety w stanie sprostać.
Poza tym skąd pewność, że neonikotynoidy użyte do zaprawy nasion rzepaku jesienią są groźniejsze dla pszczół niż np. pyretroidy zastosowane kilka razy częściej wiosną, w wyniku czego pszczoły są narażone na oddziaływanie ich wyższych stężeń?
A pszczół i tak przybywa
Dyskutując o wpływie środków ochrony roślin na pszczoły, nie sposób nie odnieść się do liczebności tych owadów. I tu niespodzianka: otóż począwszy od lat 90. pszczół z roku na rok przybywa. Obecnie w Polsce jest 1,5 mln rodzin pszczelich, w których żyje łącznie około 60 mld tych owadów.
Liczba rodzin pszczelich w Polsce w latach 2009-2017
2017 rok: 1 552 765
2016 rok: 1 504 623
2015 rok: 1 448 242
2014 rok: 1 386 020
2013 rok: 1 344 062
2012 rok: 1 280 693
2011 rok: 1 246 632
2010 rok: 1 137 438
2009 rok: 1 123 356
Czego dowodzą te liczby? Na pewno tego, że pszczoły w Polsce mają się całkiem nieźle. Ich populacja rosła i przed zawieszeniem neonikotynoidów, i po ich zawieszeniu. Oczywiste jest jednak, że zabiegi chemiczne w rolnictwie należy ograniczyć do minimum. Ale trzeba to zrobić z głową. A nie puścić w obieg chwytliwą (niekoniecznie prawdziwą) tezę o wymieraniu pszczół, winą obarczyć rolników i zabrać im środki do produkcji, doprowadzając jednocześnie do zwiększenia liczby oprysków. Bo to jest po prostu błędne koło.
Kamila Szałaj