Pojawienie się wirusa ASF na zachodzie kraju ponad 300 km od najbliższego ogniska choroby to dowód na to, że Polska jest bezradna wobec tej choroby. Nie dość, że od sześciu lat nie umiemy sobie z nią poradzić, to jeszcze dopuszczamy do jej rozprzestrzeniania się.
Wirus ASF w Polsce panoszy się od 2014 roku. Kilka dni temu pojawił się na zachodzie kraju, w woj. lubuskim, w bliskiej odległości od wielkopolskiego zagłębia trzody chlewnej. Na tamtejszych rolników padł blady strach.
– Od piątku praktycznie nie śpię. Mam ponad 600 tuczników. Jak wirus przyjdzie, to już po mnie – mówi w rozmowie z nami pan Jerzy, hodowca trzody chlewnej spod Leszna.
Dziś okazuje się, że czarny scenariusz może się ziścić szybciej niż nam się wydaje, bo zakażonych dzików jest więcej. Jak donosi „Gazeta Lubuska” podczas weekendowego przeczesywania terenów znaleziono dziewięć padłych zwierząt.
Inni strzelają do dzików, Polska się boi
W ocenie ekspertów z Krajowego Związku Pracodawców – Producentów Trzody Chlewnej powstrzymanie ASF w rejonie dużej koncentracji świń i dzików będzie znacznie trudniejszym zadaniem niż na wschodzie Polski. Zwłaszcza, że cały czas brakuje zdecydowanych działań administracji w ograniczaniu populacji dzików. Taka opieszałość aż dziwi, biorąc pod uwagę działania innych krajów europejskich. Czesi nie mieli skrupułów – wystrzelali wszystkie dziki wokół ogniska choroby i dziś są krajem wolnym od choroby. Francja stworzyła strefę bez dzików na granicy z Belgią. Niemcy przez ostatnie trzy lata upolowali rekordową liczbę dzików. Każdy kraj ogranicza ryzyko rozprzestrzenienia choroby do minimum. Tylko nam jakoś to nie wychodzi.
„Czas prewencji się skończył”. Rolnicy się zbroją
Dlatego organizacje rolnicze nie chcą dalej przyglądać się biernej postawie rządu w kwestii ASF i biorą sprawy w swoje ręce. AgroUnia już dziś rozpoczyna cykl spotkań, podczas których omawiane będą sposoby zatrzymania wirusa.
– Brak decyzji ze strony odpowiednich służb oraz instytucji mających na celu zredukowanie populacji dzików do totalnego minimum zmusza nas do podjęcia odpowiednich działań. W związku z obecnością wirusa ASF na pograniczu woj. wielkopolskiego, AgroUnia zwołuje zebranie rolników, które odbędzie się w poniedziałek 18 listopada godzina 20.00 w sali OSP Sulęcin k. Środy Wielkopolskiej – czytamy na profilu facebookowym AgroUnii.
Z kolei KZP-PTCh apeluje o koordynację działań przez premiera i wdrożenie metod zwalczania choroby wzorowanych na przykładzie Czech.
– Czesi do odstrzału dzików wykorzystali snajperów, którzy skutecznie wyeliminowali dziki z wcześniej ogrodzonego rejonu zagrożenia – czytamy w liście KZP-PTCh do premiera Mateusza Morawieckiego.
Zdaniem Aleksandra Dargiewicza, prezesa zarządu KZP-PTCh, premier powinien powołać „dobrze umocowanego koordynatora ds. zwalczania ASF, który stanąłby na czele zespołu i mógłby podejmować decyzje będące w kompetencji zarówno resortu rolnictwa, środowiska, spraw wewnętrznych, infrastruktury i finansów.
Jednak rolnicy uważają, że na działania prewencyjne jest już za późno.
– Dziki trzeba było odstrzelić już dawno temu, a nie uginać się pod presją ekologów, którzy nad dzikiem płaczą, ale nad prośną maciorą już nie. Teraz to rząd niech kasę szykuje na miliardowe odszkodowania za zlikwidowane świnie. Bo ja nie mam wątpliwości, prędzej czy później ta zaraza rozleje się na cały kraj. Już puka do wielkopolskich ogromnych chlewni. Reszta województw to tylko kwestia czasu. A winę za naszą tragedię ponoszą kolejne rządy, począwszy od Kalemby i Sawickiego. Niestety, jeśli sami nie obronimy naszych gospodarstw, nikt za nas tego nie zrobi – mówi nam pan Jerzy.
No cóż, trudno się z nim nie zgodzić…
Kamila Szałaj