Węgierskie władze nie wykluczają, że epidemia pryszczycy, która zaatakowała krajowe hodowle bydła i trzody chlewnej, mogła mieć nienaturalne źródło. W związku z tym rozpoczęto dochodzenie, mające na celu ustalenie, w jaki sposób wirus trafił do węgierskich gospodarstw i czy jego pojawienie się mogło być wynikiem celowego działania.

Brak dowodów na atak epidemiologiczny – sprawa w rękach śledczych
Podczas czwartkowej konferencji prasowej szef kancelarii premiera Węgier, Gergely Gulyas, poinformował o rozpoczęciu dochodzenia.
Władze węgierskie nie mają obecnie dowodów, które potwierdzałyby, że wirus pryszczycy był wynikiem zaplanowanego ataku epidemiologicznego.
W związku z tym, do sprawy zostali zaangażowani eksperci, epidemiolodzy i laboratoria, które mają zbadać pochodzenie wirusa.
Współpraca międzynarodowa – zagrożenie dotyczy także Słowacji
Gulyas zaznaczył, że w ostatnich dniach nie odnotowano nowych przypadków zakażenia pryszczycą w Węgrzech.
Jednak władze pozostają w stałym kontakcie z władzami Słowacji, gdzie również wykryto liczne ogniska choroby.
Zagrożenie rozprzestrzenieniem się wirusa na inne kraje spowodowało, że Austria podjęła drastyczne środki ostrożności.
Austria zamyka przejścia graniczne i wprowadza kontrole
Z powodu rosnącego zagrożenia Austria postanowiła zamknąć 23 przejścia graniczne z Węgrami i Słowacją. Na pozostałych otwartych granicach wprowadzono szczegółowe kontrole oraz obowiązkową dezynfekcję pojazdów przekraczających granicę w kierunku Austrii.
Będzie więcej badań – przyszłość hodowli na Węgrzech pod znakiem zapytania
Chociaż władze Węgier nie potwierdzają na razie żadnych dowodów na sztuczne wywołanie epidemii, sytuacja w kraju pozostaje niepewna, a dalsze badania i ścisła współpraca międzynarodowa będą kluczowe dla zrozumienia i powstrzymania epidemii.