Francja staje się dziś poligonem doświadczalnym dla polityki rolnej Unii Europejskiej. Na drogach stoją kolumny traktorów, przed urzędami leżą sterty obornika i słomy, a protesty coraz częściej kończą się starciami z policją. Rolnicy nie protestują już tylko przeciwko jednej decyzji. Ich gniew to reakcja na cały system, który – ich zdaniem – systematycznie niszczy europejskie rolnictwo.

Ubój stad jako symbol unijnej bezwzględności
Bezpośrednim zapalnikiem obecnej fali protestów stała się walka z grudkowatą chorobą skóry bydła (Lumpy Skin Disease – LSD). Choroba, wykryta we Francji po raz pierwszy w czerwcu 2025 roku, uruchomiła unijny mechanizm kryzysowy: obowiązkowy ubój całych stad, nawet jeśli zakażona jest tylko jedna sztuka.
Efekt? Do połowy grudnia potwierdzono ponad 110 ognisk choroby i zlikwidowano około 3–3,3 tys. sztuk bydła. Dla wielu hodowców oznaczało to finansową katastrofę i koniec wielopokoleniowych gospodarstw. Rolnicy podnoszą alarm: zamiast elastycznych działań i masowych szczepień, Bruksela narzuca rozwiązania „zero-jedynkowe”, nie licząc się z realnymi skutkami społecznymi.
Gaz łzawiący zamiast dialogu
Na południowym zachodzie Francji – w regionach Ariège, Hautes-Pyrénées i Haute-Garonne – sytuacja wymknęła się spod kontroli. Rolnicy próbowali blokować dojazd do gospodarstw, by uniemożliwić służbom weterynaryjnym przeprowadzenie uboju. Interweniowała policja. Użyto gazu łzawiącego. W Agen i innych miastach protestujący wysypywali obornik i opony pod siedzibami administracji.
Ten obraz obiega dziś Francję: państwo odpowiada siłą, a nie rozmową.
LSD to tylko początek. Prawdziwy strach nazywa się Mercosur
Choć epidemia LSD rozpaliła emocje, to w tle wybrzmiewa znacznie poważniejszy lęk. Francuscy rolnicy coraz częściej łączą obowiązkowy ubój stad z planowaną umową handlową UE–Mercosur. W ich ocenie to logiczna sprzeczność: z jednej strony Unia narzuca restrykcyjne normy, likwiduje stada i ogranicza produkcję, z drugiej – chce otworzyć rynek na tanią wołowinę, drób i cukier z Ameryki Południowej.
Produkty te mają trafiać do UE mimo tego, że powstają w warunkach nieporównywalnych z europejskimi standardami środowiskowymi, sanitarnymi i dobrostanowymi. Rolnicy mówią wprost: to nie jest wolny handel, to legalne wypychanie europejskiej produkcji z rynku.
‼️We Francji trwają zdecydowane protesty rolników przeciwko umowie UE-Mercosur ‼️
👉 Szkodliwemu pomysłowi uniokratów sprzeciwiają się nie tylko Polacy. Plany zawarcia umowy UE-Mercosur spotykają się z silnym sprzeciwem również we Francji, gdzie aktualnie tamtejsi rolnicy… pic.twitter.com/P2w72iP5SE
— Bartosz Florek (@BartoszFlorek_) December 15, 2025
Rząd uspokaja, wieś nie wierzy
Minister rolnictwa Annie Genevard zapewnia, że polityka uboju jest konieczna, by chronić nawet 1,5 mln sztuk bydła przed rozprzestrzenieniem choroby. Zapowiada rozszerzenie szczepień i twierdzi, że sytuacja jest pod kontrolą. Na wsi te deklaracje brzmią jednak jak urzędnicza formułka oderwana od rzeczywistości.
Rolnicy, wspierani m.in. przez Confédération Paysanne i Coordination Rurale, domagają się zmiany kursu: powszechnych szczepień, realnych rekompensat i wstrzymania decyzji, które uderzają w produkcję zwierzęcą.
Francja ostrzega Europę. Polska powinna słuchać
To, co dziś dzieje się we Francji, nie jest lokalnym konfliktem. To ostrzeżenie dla całej Unii Europejskiej – w tym dla Polski. Mechanizm jest prosty: likwidacja stad, rosnące koszty energii, presja środowiskowa i jednoczesne otwieranie rynku na import z Mercosur. Taki układ nie ma zwycięzców wśród rolników.
Francuscy protestujący wysyłają jasny sygnał: jeśli UE–Mercosur wejdzie w życie, gniew wsi będzie tylko narastał. Dziś płonie Francja. Jutro podobne obrazy mogą pojawić się w innych krajach, także nad Wisłą.
Europejskie rolnictwo znalazło się na ostrym zakręcie. A francuska wieś mówi wprost: dalsza jazda w tym kierunku skończy się katastrofą.



