GMO: Remedium na klęskę głodu czy mit podtrzymywany przez koncerny?

Uprawy GMO to w ostatnich dziesięcioleciach jeden z najbardziej kontrowersyjnych temat związany ze współczesnym rolnictwem. Czy modyfikacje odmian roślin z użyciem nowoczesnych metod inżynierii genetycznej to szansa dla człowieka, a może poważne zagrożenie?

GMO: Remedium na klęskę głodu czy mit podtrzymywany przez koncerny?

 

Przez GMO rozumie się organizm inny niż ludzki, w którym materiał genetyczny został zmieniony w sposób niezachodzący w warunkach naturalnych wskutek krzyżowania lub naturalnej rekombinacji, wynika z definicji podanej przez Państwową Inspekcję Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORIN) na podstawie prawa unijnego i polskiego.

Jak podaje PIORIN, GMO uzyskuje się w szczególności przy zastosowaniu technik rekombinacji kwasów nukleinowych, bezpośredniego włączenia materiału dziedzicznego przygotowanego poza organizmem, w tym mikroiniekcji, makroiniekcji lub mikrokapsułkowania, a także łączenia komórek, w tym fuzji protoplastów, lub technik hybrydyzacji, w wyniku których drogą fuzji dwóch lub większej liczby komórek tworzy się żywe komórki o nowej kombinacji dziedzicznego materiału genetycznego.

Pierwszy GMO został stworzony w 1973 r., zaś pierwsze próby polowe (dotyczące tytoniu) miały miejsce w 1986 r. Pierwsze komercyjne rośliny zmodyfikowane genetycznie trafiły do sprzedaży w Stanach Zjednoczonych w 1994 r., jednak zaprzestano tego trzy lata później. W pomidorach FlavrSavr zmniejszono aktywność genu odpowiadającego za proces dojrzewania i mięknięcia pomidora, ale ten pomidor został wycofany z obrotu w 1997 r.

Modyfikacje genetyczne budzące najwięcej kontrowersji to przeważnie wprowadzenie genów pochodzących z innych gatunków, które nadają modyfikowanemu organizmowi pożądaną cechę, niewystępującą u niego naturalnie.

Główne zastosowania modyfikacji obejmują wykorzystanie zmodyfikowanych mikroorganizmów do produkcji pewnych substancji chemicznych, na przykład insuliny oraz modyfikowanie roślin w celu dodania, bądź wzmocnienia pewnych cech np. odporności na szkodniki lub herbicydy – w przypadku kukurydzy – na omacnicę prosowiankę lub w przypadku rzepaku – odporności na herbicyd Roundup.

Modyfikacje genetyczne w rolnictwie mają przede wszystkim na celu zwiększenie odporności na herbicydy i szkodniki, a także na infekcje wirusowe, bakteryjne i grzybowe. O bezpieczeństwie produktów GMO dla zdrowia człowieka i bioróżnorodności rozmawiali uczestnicy konferencji „GMO: Bezpieczne czy niebezpieczne? Eksperci o faktach, półprawdach i fejkach” organizowanej przez EURACTIV.pl pod patronatem medialnym portalu AgroNews.com.pl.

Ryzyko zanieczyszczeń

Zgodnie z ramowym stanowiskiem RP przyjętym w 2008 r. oraz zapisami art. 49a ustawy z dnia 22 czerwca 2001 r. o mikroorganizmach i organizmach genetycznie zmodyfikowanych (Dz.U.2022.546 t.j.) Rzeczpospolita Polska jest krajem wolnym od upraw GMO.

Od 1 stycznia 2025 r. wejdzie w życie zakaz wytwarzania, wprowadzania do obrotu i stosowania w żywieniu zwierząt pasz genetycznie zmodyfikowanych oraz organizmów genetycznie zmodyfikowanych przeznaczonych do użytku paszowego.

“Bezpieczeństwo GMO można rozumieć na różne sposoby. Jeśli mówimy o bezpieczeństwie dla zdrowia człowieka, to w tym zakresie stosowanie GMO w produkcji żywności w wystarczający sposób reguluje prawo europejskie”, podkreśliła Dorota Metera, prezes zarządu BIOEKSPERT Sp. z o.o., jednostki certyfikującej w rolnictwie ekologicznym i członkini Komisji ds. GMO i GMM przy Ministrze Środowiska.

Odmiany GMO nie mogą trafić na unijny rynek jako żywność lub pasza, jeżeli nie są zatwierdzone przez Komisję Europejską na podstawie badań, oceny ryzyka i zapewnienia identyfikowalności na każdym etapie procesu produkcji i dystrybucji. Produkty GMO muszą być również odpowiednio oznakowane, by konsument miał świadomość tego, co spożywa”, zwróciła uwagę.

„Bezpieczeństwo GMO można jednak też rozpatrywać przez pryzmat bioróżnorodności” – wskazała. „Ten obszar”, jak powiedziała, „w Polsce reguluje ustawa o nasiennictwie sprzed ponad dekady, dotyczącą zakazu wykorzystywania materiału genetycznie zmodyfikowanego nasion kukurydzy MON810. Nie ma już więc w Polsce nowych danych, czy odmiana ta jest niebezpieczna, czy nie”, podkreśliła Dorota Metera.

Jej zdaniem znaczące niebezpieczeństwo stanowi jednak “ryzyko zanieczyszczenia przez GMO zarówno już w procesie produkcji i dystrybucji lub przetwórstwa, jak również w naturze, także odmian roślin uprawnych”. Ekspertka wskazała na wykryte w 2019 r. przypadki zanieczyszczenia nasion rzepaku odmianami GMO typu GT (glyphosate-tolerant) czyli odpornymi na glifosat), niedopuszczonymi nie tylko w Polsce, ale i w całej Unii Europejskiej.

“To jest niebezpieczne, ponieważ rzepak należy do roślin kapustowatych, bardzo łatwo się krzyżuje, pyłek przenosi się na duże odległości, w dodatku jest to roślina miododajna, co oznacza, że owady pobierają i przenoszą z niej pyłek. Dlatego mimo wszystkich wprowadzonych przez UE obwarowań wciąż zdarzają się przypadki, które wymagają szybkiej reakcji”, podkreśliła.

Zwróciła przy tym uwagę, że odmiana rzepaku, o której mowa, to odmiana GT, odporna na glifosat, co dodatkowo utrudniło zniszczenie zanieczyszczonych upraw. “Oczywiście można przeorać pole, na którym wykryto zanieczyszczenie GMO, ale w takim miejscu przez około dwa lata nie można uprawiać rzepaku”, zauważyła panelistka.

Zakłócenie naturalnej puli genowej

Przed ryzykiem związanym z rozwojem technologii GMO w rolnictwie ostrzegła też prof. Ewa Rembiałkowska ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. “Wprowadzenie genetycznie modyfikowanych roślin zakłóca naturalną pulę genową roślin uprawnych i spokrewnionych z nimi gatunków dziko żyjących. Często dochodzi do krzyżowania roślin modyfikowanych z dziko żyjącymi, co w oczywisty sposób zakłóca naturalną bioróżnorodność”.

Według niej GMO to wprowadzanie do roślin cech, które mogą być także niebezpieczne dla zdrowia człowieka. Panelistka powołała się przy tym na wieloletnie badania na myszach i szczurach, które wykazały zmiany m.in. w funkcjonowaniu wątroby i nerek badanych zwierząt, a także problemy z rozrodczością i wzrost zachorowalności na nowotwory.

Przywołała również przykład osób pracujących na plantacjach roślin modyfikowanych genetycznie, u których kontakt z tymi roślinami – jak wskazała – wywołał silne alergie, często wymagające hospitalizacji.

“Nie ma powodu, aby bać się GMO”

Inne stanowisko zaprezentował Marcin Rotkiewicz, dziennikarz naukowy, autor książki “W królestwie Monszatana. GMO, gluten i szczepionki”. “GMO to nic innego, jak tylko rośliny, u których uzyskano pewne cechy przy użyciu narzędzi inżynierii genetycznej. Samo wykorzystanie tych narzędzi nie powoduje, że roślina staje się niebezpieczna dla zdrowia człowieka lub ekosystemu”, wskazał Rotkiewicz.

“Można co prawda uzyskać u roślin pewne cechy, które spowodują, że te rośliny będą niebezpieczne, np. będą one wydzielały toksyny. Należy więc pytać o konkretne cechy, jakie zostały u roślin wprowadzone”, podkreślił.

Jego zdaniem samo pytanie o to, czy rośliny GMO są niebezpieczne jest pytaniem, które nie ma większego sensu. Należy pytać o to, jaki konkretnie cechy zostały wprowadzone. “Na przykład ryż wzbogacony o prowitaminę A, tzw. złoty ryż, nie jest niebezpieczny dla środowiska”.

Ryż złoty to odmiana ryżu uzyskana metodami inżynierii genetycznej syntetyzująca β-karoten w bielmie nasion. Powstała ona z myślą o niedożywionej ludności krajów rozwijających się, w których dzieci zapadają na ślepotę zmierzchową z uwagi na brak witaminy A. Nazwa ma związek z żółtym kolorem pozbawionych łupiny nasiennej ziaren ryżu.

Rotkiewicz przypomniał również, że rośliny modyfikowane genetycznie to nie tylko GMO. “W rolnictwie od dziesięcioleci stosuje też się inne metody modyfikacji genetycznej, chociażby krzyżowanie czy mutagenezę”, zauważył.

“Nie jest też tak, że modyfikacje genowe nie mają swojego odpowiednika w naturze”, zaznaczył, wskazując na zjawisko horyzontalnego transferu genów między odległymi ewolucyjnie organizmami.

Horyzontalny transfer genów polega na przeniesieniu materiału genetycznego z jednego organizmu do drugiego, gdzie przekazane geny podlegają utrwaleniu w genomie. “GMO jest całkowicie bezpieczne i nie ma powodu, aby się go bać”, wskazał z kolei prof. Piotr Węgleński, były rektor Uniwersytetu Warszawskiego, członek Polskiej Akademii Nauk.

“Od lat 90. nie było przypadku, żeby z GMO się coś stało. Wszelkie doniesienia chociażby o super chwastach są zatem nieuzasadnione”, zaznaczył. Dodał, że za nieszkodliwością GMO na wspomnianej konferencji opowiedzieli się laureaci Nagrody Nobla, w tym David Baltimore, który otrzymał tę nagrodę za badania nad nowotworami.

Kwestia glifosatu

Jedną z kontrowersyjnych kwestii dotyczących GMO są rośliny odporne na glifosat. Prof. Rembiałkowska zaznaczyła, że produkcja genetycznie modyfikowanej soi odpornej na herbicyd Roundup, która nie jest uprawiana w Unii Europejskiej, “jest obligatoryjnie związana ze stosowaniem dużej ilości glifosatu, którego zużycie wzrosło kilkakrotnie od wprowadzenia modyfikowanej soi”. Jak podkreśliła panelistka, “ gilfosat ma wielorakie negatywne działanie na ludzki organizm: wpływa na układ rozrodczy człowieka, wywołuje wcześniactwo i może powodować choroby neurodegeneracyjne, a także nowotwory”.

Organizacje prozdrowotne i proekologiczne, naukowcy i rolnicy od lat spierają się o możliwe ryzyko wynikające ze stosowania środków chwastobójczych zawierających glifosat (przede wszystkim chodzi o Roundup, flagowy produkt firmy Monsanto, w 2015 r. przejętej przez Bayer) – zarówno dla zdrowia człowieka, jak i dla środowiska naturalnego, pisaliśmy w EURACTIV.pl w listopadzie ubiegłego roku.

“Oczywiście, że nadużywanie pewnych substancji chemicznych może być niebezpieczne, ale na przykład rośliny odporne na Roundup umożliwiły rolnikom rezygnację z głębokiej orki, która wyjaławia glebę”, wskazał z kolei Rotkiewicz.

Badania Séraliniego

W 2012 r. zespół badawczy pod kierownictwem prof. Gilles’a-Erica Séraliniego opublikował w Food and Chemical Toxicology pracę, która miała dowodzić, że laboratoryjne szczury karmione przez dwa lata zmodyfikowaną genetycznie kukurydzą NK603 (typu Roundup Ready) cierpiały na problemy zdrowotne, w tym częstsze występowanie nowotworów niż w grupie kontrolnej. Stwierdzono u nich także zwiększoną śmiertelność.

Badania Séraliniego spotkały się z ostrą krytyką części środowiska naukowego. Badaczowi zarzucano przede wszystkim brak odpowiedniej analizy statystycznej i małą liczebność badanych grup zwierząt (10 szczurów każdej płci w grupie, podczas gdy według standardów OECD powinno to być więcej niż 65 osobników).

Wskazywano też, że Séralini przeprowadził wadliwą analizę statystyczną wyników swoich badań i użył białych szczurów odmiany, która statystycznie częściej choruje na raka nie potrzeba do tego karmy GMO. W publikacji zabrakło też ważnych danych na temat ilości karmy spożywanej przez zwierzęta oraz jej zanieczyszczeń.

Séralini nie udostępnił więcej informacji na temat przeprowadzonych doświadczeń, mimo że EFSA upubliczniła dane dotyczące analizy NK603. Wyniki badań skrytykowały też liczne instytuty naukowe – zarówno rządowe, jak i międzynarodowe. “Wyniki badań Séraliniego zostały powtórzone na zlecenie Unii Europejskiej i ich wyniki zostały obalone”, powiedział Rotkiewicz.

W 2012 r. Europejska Agencja Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) skrytykowała i wstępnie odrzuciła wspomniane badania przeprowadzone przez zespół Seraliniego. W swoim wstępnym raporcie Agencja stwierdziła, że badanie to nie miało „wystarczającej jakości naukowej”. Prof. Rembiałkowska broniła z kolei pracy francuskiego badacza, wskazując, że Séralini skutecznie obronił swoje racje naukowe, a za deprecjonowanie jego badań odpowiadały przede wszystkim koncerny produkujące nasiona GMO, przede wszystkim Monsanto.

“Te badania z naukowego punktu widzenia przeprowadzone były dobrze. To koncernom zależało, aby zamieść pewne niewygodne fakty pod dywan”, oceniła. Jak dodała, koncerny płacą za instytuty badawcze. “Również w Polsce są instytuty sponsorowane przez koncerny. Celem badań jest wykazanie, że produkty tych koncernów są bezpieczne. Mechanizm korumpowania naukowców jest bardzo dobrze znany”, stwierdziła.

Spisek koncernów czy rzetelne badania?

Odnosząc się do opinii EFSA na temat badań Seraliniego, prof. Rembiałkowska zwróciła uwagę, że do EFSA (która to organizacja – jak wskazała badaczka – powinna w założeniu być naszą wyrocznią) “dostawały się wówczas bardzo szybko osoby, które wcześniej pracowały w Monsanto”, co według panelistki wpływało negatywnie na rzetelność badań.

“Nie ma już czegoś takiego, jak sprawiedliwa nauka. Wszystkim rządzą interesy i pieniądze, a koncerny mają tych pieniędzy więcej niż niektóre rządy”. Zdaniem prof. Rembiałkowskiej potrzebne jest tworzenie grup niezależnych naukowców, a z dyskusji powinny być wyłączone podmioty sponsorowane przez którąkolwiek ze stron – czy to przez koncerny, czy przez organizacje ekologiczne.

W polemice z wykładowczynią SGGW Marcin Rotkiewicz wspomniał, że jest ponad 3000 niezależnych – jak ocenił – badań, które zaprzeczają szkodliwości GMO dla zdrowia człowieka lub dla środowiska naturalnego.

Przypomniał o badaniach sponsorowanych przez Komisję Europejską. Badania te trwały 25 lat i wydano na nie 300 mln euro. W ich ramach zrealizowano 130 projektów badawczych, w których uczestniczyło 500 zespołów naukowych z całej Europy. “Genetyczna modyfikacja organizmów nie stanowi dodatkowego ryzyka dla zdrowia i środowiska w porównaniu do konwencjonalnych technik hodowli roślin”, brzmiała konkluzja zawarta w raporcie z badań, opublikowanym w 2010 r.

Jako inny przykład Marcin Rotkiewicz podał badania zlecone przez szwajcarski rząd. Jak bowiem tłumaczył w 2012 r. doktor nauk rolniczych i biolog molekularny Wojciech Zalewski na swoim blogu GMObiektywnie, w 2005 r. Szwajcarzy w wyniku powszechnego referendum wprowadzili na terenie kraju moratorium na uprawy GMO.

Badacze nie wykryli żadnych dowodów na to, że genetycznie modyfikowane rośliny są szkodliwe dla środowiska

Aby zgromadzić dodatkowe informacje, szwajcarski rząd sfinansował projekt, którego celem było oszacowanie ryzyka związanego ze stosowaniem transgenicznych zbóż w rolnictwie. W latach 2007-2011 zrealizowano 30 projektów badawczych, na które przeznaczono prawie 13 mln dol. Badacze nie wykryli żadnych dowodów na to, że genetycznie modyfikowane rośliny są szkodliwe dla środowiska.

„To jest dokładnie, jak dyskusja z antyszczepionkowcami, którzy twierdzą, że wszyscy naukowcy są przekupieni przez koncerny farmaceutyczne”, porównał Marcin Rotkiewicz. Tymczasem “poważne towarzystwa eksperckie, naukowe i instytucje, które są powołane do badania bezpieczeństwa żywności, mówią, że GMO jest bezpieczne”, stwierdził.

Prof. Węgleński zaprezentował natomiast artykuł z czasopisma „Biotechnologia”, w którym opisano badania nad szkodliwością GMO na pszczołach. „Jedna grupa karmiona była karmą GMO, druga nie. Okazało się, że nie ma najmniejszych różnic między tymi grupami”, podkreślił były rektor UW.

Prof. Rembiałkowska w odpowiedzi na te argumenty powołała się na analizy dr hab. Katarzyny Lisowskiej, biologa molekularnego z Centrum Onkologii Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Gliwicach, wskazujące na to, iż w polskich badaniach na zwierzętach gospodarskich pasza GMO powodowała zmiany metabolizmu, zakłócenia pracy wątroby i nerek.Analizy te zostały jednak zamiecione pod dywan. Można teraz do nich wrócić”, stwierdziła panelistka.

GMO służy człowiekowi czy mu szkodzi?

Ostatecznie panelistom nie udało się dojść do porozumienia, czy uprawy GMO mają  negatywny wpływ na zdrowie człowieka i bioróżnorodność, a może wręcz przeciwnie – służą ludzkości. Zdaniem prof. Węgleńskiego i Marcina Rotkiewicza technologie GMO są ważne dla rozwoju rolnictwa.

„GMO nie jest zagrożeniem dla zdrowia człowieka. Wręcz odwrotnie”, ocenił prof. Węgleński. Ponownie przywołał jako argument złoty ryż, który – jak stwierdził – może pozwolić uchronić miliony ludzi przed poważnymi chorobami. „Modyfikacje roślin uprawnych są świecie często stosowane z ogromną korzyścią dla ludności lokalnej”, ocenił. Dodał, że różnica w plenności między pierwotnymi odmianami roślin a tymi uzyskanymi dzięki modyfikacjom genetycznym „jest kolosalna”.

Dzięki tym modyfikacjom mamy wystarczającą ilość żywności, żeby wykarmić tę ogromną liczbę ludności, która obecnie zamieszkuje świat”, stwierdził prof. Węgleński. Marcin Rotkiewicz, zapytany o ewentualne zagrożenie, jakie GMO może stanowić dla bioróżnorodności, uznał takie obawy za nieuzasadnione. „GMO to nie są żadne nowe odmiany. To są stare odmiany, konwencjonalne, do których wprowadzono nową cechę za pomocą skopiowania jednego czy dwóch genów. Wprowadzanie GMO nie jest więc redukowaniem liczby odmian”, zaznaczył.

„I oczywiście, że potrzebujemy GMO: i żeby chronić środowisko, i starać się chronić nasze zdrowie, czyli wprowadzać odmiany o cechach bardziej prozdrowotnych”, ocenił.

Wskazał w tym kontekście na kukurydzę Bt. „Ma skopiowany gen toksyny, które odpowiada za produkcję białka, które jest toksyczne dla niektórych szkodników. Tej samej toksyny Bt używa się zresztą w rolnictwie ekologicznym do oprysków. Dzięki inżynierii genetycznej mogliśmy sprawić, że nie trzeba stosować takich oprysków, bo roślina sama produkuje w liściach tę substancję”, podkreślił.

„Póki w Polsce było dozwolone uprawianie takiej kukurydzy, nie musieliśmy stosować żadnych oprysków środkami owadobójczymi. Nie muszę chyba mówić, jak pozytywne jest to zjawisko, także jeśli chodzi o bioróżnorodność na polach”, powiedział.

GMO stanowi poważne zagrożenie

Innego zdania były prof. Rembiałkowska i Dorota Metera, według których GMO stanowi poważne zagrożenie i Polska nie powinna wspierać tego typu technologii. “GMO w Unii Europejskiej jest w odwrocie i żadna reklama tu nie pomoże. Głód i konflikty na świecie są faktem i GMO tych problemów nie rozwiąże”, stwierdziła z kolei Dorota Metera.

“Jedyne, na co możemy się zgodzić, to że jeśli rolnik w Hiszpanii wciąż produkuje GMO i wciąż ma na to zbyt, to pozwólmy mu to kontynuować, a jego sąsiadowi pozwólmy uprawiać ziemię w sposób tradycyjny, bądź ekologiczny”, powiedziała, opowiadając się za utrzymaniem odpowiednich stref bezpieczeństwa i regulacji prawnych, “które zapewnia Komisja Europejska”.

Jak podkreśliła, polityka środowiska i polityka w zakresie ochrony zdrowia oparte są na Traktacie o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej. “Gdy ktoś zapozna się z unijnymi przepisami: wspomnianą w art. 191 pkt 2 zasadą ostrożności i działania zapobiegawczego, naprawiania szkody w pierwszym rzędzie u źródła i zasadą „zanieczyszczający płaci”, zrozumie dlaczego regulacje także w zakresie GMO są nam potrzebne, abyśmy wszyscy mogli normalnie żyć i funkcjonować”, podkreśliła.

„Sektor GMO to duże zagrożenie dla sektora żywności ekologicznej, w którym niedozwolone są jakiekolwiek praktyki dotyczące modyfikacji genetycznych”, oceniła prof. Rembiałkowska.

„Jeżeli chodzi o wizję rozwoju rolnictwa, to konsumenci europejscy nie chcą jeść i kupować żywności GMO.  W Unii Europejskiej GMO jest w odwrocie: w 2015 r. 19 krajów i regionów zadeklarowało zakaz uprawy roślin GMO, w wyniku czego w UE w 2021 r. uprawiano tylko ok. 69 tys. ha kukurydzy GMO tylko w Hiszpanii i Portugalii, a powierzchnia upraw ekologicznych w UE wynosi ok. 14 mln ha. To informacja dla polityków, że nie należy wspierać tego kierunku. Konsument europejski chce żywności wysokiej jakości, naturalnej, ekologicznej, z tradycyjnych systemów rolniczych. Dlatego prowadzenie upraw GMO nie jest w polskim interesie, bo w ten sposób zamykamy sobie rynki europejskie”, wskazała.

Autor Aleksandra Krzysztoszek | EURACTIV.pl

Agata Molenda
Agata Molendahttps://agronews.com.pl
Redaktor portalu agronews.com.pl. Email: a.molenda@agronews.com.pl

Zostaw komentarz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Uwaga! Pierwsze ognisko choroby niebieskiego języka w Polsce

Powiatowy Lekarz Weterynarii w Wołowie informuje, że w dniu 19 listopada 2024 r. na podstawie wyników badań otrzymanych z Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach, stwierdzono wystąpienie...
13,428FaniLubię
7,105ObserwującyObserwuj
3,946ObserwującyObserwuj
8,520SubskrybującySubskrybuj
Verified by ExactMetrics