Hejt albo sąd, czyli produkcja żywności w Polsce

Mimo, że na krajowym, jak i na europejskim rynku brakuje tuczników, profesjonalnym gospodarstwom w Polsce bardzo trudno jest się rozwijać. Ten problem ma m.in. dwa źródła – opór mieszkańców wsi oraz blokady administracyjne. Próba wybudowania nowoczesnego budynku inwentarskiego często kończy się protestem mieszkańców, „hejtem na producenta świń”, blokowaniem uzyskiwania decyzji i pozwoleń, którego finał coraz częściej jest w sądzie.

Hejt albo sąd, czyli produkcja żywności w Polsce

Bezpieczeństwo żywnościowe

Jeszcze w 1992 roku, polskie pogłowie świń wynosiło ponad 22 mln szt., 10 lat później było to 18,2 mln ale ciągle byliśmy eksporterem wieprzowiny. Duże spadki pogłowia zaczęły się około 10 lat temu i były spowodowane przede wszystkim niską opłacalnością małych producentów. Gdy w 2014 w Polsce pojawił się Afrykański Pomór Świń (ASF), likwidacja stad świń dramatycznie przyspieszyła i pogłowie na początku 2023 wynosiło 8,9 mln szt. Konsekwencje? Kiełbasy, schabowe czy karkówki są coraz rzadziej polskie. „W 2021 roku nasz kraj sprowadził z zagranicy prawie 714 tys. ton mięsa wieprzowego. W przeliczeniu na tuczniki daje to 7,5 mln sztuk! Dodatkowo od około 15 lat co roku do Polski importowanych jest kilka milionów szt. warchlaków do tuczu – głównie z krajów należących do UE.

Profesjonalizacja

Wieś stała się atrakcyjnym miejscem do mieszkania. Oferuje w zasadzie te same udogodnienia co miasto, m.in. dobre drogi, usługi komunalne, światłowód plus spokój czyli poszukiwaną dziś „wyższą jakość życia”. Czego brakuje? Miejsca dla profesjonalnych rolników, których na wsi jest coraz mniej. W 1990 r. 30% pracujących w Polsce było rolnikami, obecnie jest to 8,4% (dane GUS, 2021). Dla porównania średnia UE to 5% (Belgia, Niemcy – 1,2%) W USA jest podobnie – 2%, w Wielkiej Brytanii 1.5%. Zmiany w strukturze zawodowej wymuszają konieczność profesjonalizacji producentów żywności, a co za tym idzie inwestycji w nowe technologie chowu i hodowli zwierząt. Dzisiejsza chlewnia to zautomatyzowany budynek inwentarski, w którym rolnik nadzoruje pracę paszociągów czy elektronicznych sterowników temperatury i dogląda stada. Problem w tym, że takich budynków nie chcą na wsi pozostali mieszkańcy terenów wiejskich czyli nie rolnicy….

Hejt

– Gdybym wiedział jakie będą konsekwencje dla mojej rodziny, nigdy nie próbowałbym rozwijać gospodarstwa – mówi Krzysztof Barabasz, rolnik z Krajenki w Wielkopolsce, który chciał wybudować w swoim gospodarstwie nowoczesny budynek do tuczu świń. Olbrzymia presja mieszkańców chcących wokół budować domy i zapowiadane marsze protestacyjne spod Urzędu Gminy pod bramę gospodarstwa, spowodowały, że właściciel wycofał dokumenty z UG, mimo poniesionych już kilkunastu tysięcy kosztów. – Rodzina bardzo przeżyła sytuację. Dziś po 4 latach, żona ma nadal problemy zdrowotne, trudności ze znalezieniem pracy, a ostracyzm dotyka całą rodzinę – kontynuuje Barabasz.

Panie Wójcie, my Pana wybraliśmy…

Sposobów na uprzykrzanie życia rolnikom, chcącym rozwijać produkcję zwierzęcą jest sporo. Od profili na Facebooku z trupią czaszką obrazujących zagrożenie z produkcji wieprzowiny, poprzez listy protestacyjne i zebrania wiejskie, aż po wywieranie presji na wójta żeby mimo spełniania prawnych wymogów blokował rozwój gospodarstwa.  – Nawet jeśli inwestor uzyska szereg uzgodnień Dyrekcji Ochrony Środowiska, Wód Polskich czy Sanepidu, bardzo często zdarza się, że wójt odmawia uzgodnienia decyzji środowiskowej i tłumaczy to sprzeciwem ogółu mieszkańców – tłumaczy Piotr Włodawiec, radca prawny Krajowego Związku Pracodawców – Producentów Trzody Chlewnej POLPIG.  Nie ma zaznaczenia, że protest jest na zasadzie „nie, bo nie”, bez żadnych merytorycznych podstaw. Wystarczy szantaż – Panie wójcie, my Pana wybraliśmy…  Dla samorządowca rachunek jest prosty – jeden niezadowolony rolnik, to lepsza opcja niż 200 niezadowolonych innych mieszkańców.

Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego

Są również bardziej wyrafinowane sposoby. Fabian Małek po studiach prawniczych wrócił na rodzinną wieś pod Dębicą (podkarpackie) i chciał rozwinąć gospodarstwo rodziców. Wcześniej z bratem produkowali tuczniki w małej skali, ale młody rolnik doszedł do wniosku, że wybuduje nowoczesny budynek inwentarski. – Działkę wybrałem bardzo odpowiedzialnie – opowiada inwestor. – Między wsią, a autostradą A4, 700 m. od najbliższego domu. Decyzję środowiskową udało mi się co prawda uzyskać, ale w tzw. międzyczasie Rada Gminy uchwaliła w szczerych polach Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego z całkowitym zakazem zabudowy – opowiada Małek i dodaje. – Oczywiście zrobili to w ekspresowym trybie i za publiczne pieniądze. Zaskarżyłem „miejscowy plan” i obecnie sprawa jest w Naczelnym Sądzie Administracyjnym w Warszawie. Od 3 lat bez rozstrzygnięcia. Rozpoczęty proces inwestycyjny kosztował mnie już 50 tys. zł i nie widać końca.

Finansowa kara dla wójta

Czy władze gminy mogą bezkarnie blokować rolnika, który na swojej działce, za swoje pieniądze i w ramach obowiązującego w Polsce prawa chce produkować dla innych jedzenie? – Oczywiście, że nie mogą ale balansując na granicy prawa, wydłużają uzyskanie wymaganych decyzji – wyjaśnia  Piotr Włodawiec, radca prawny POLPIG, który reprezentuje rolników w sprawach administracyjnych i cywilnych. –  Można oczywiście temu przeciwdziałać ale niestety jest to również czasochłonne – dodaje prawnik. Jednym ze sposobów jest „pilnowanie”, żeby postępowanie administracyjne o wydanie np. decyzji środowiskowej, było prowadzone w terminach przewidzianych prawem, czyli zgodnie z Kodeksem Postępowania Administracyjnego. Zdarza się bowiem, że wójt czy burmistrz nie tylko korzysta z maksymalnych terminów na jakie pozwalają mu przepisy ale często świadomie je przekracza. Sposobem na to jest zaskarżanie „przewlekłości i bezczynności” wójta do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które rozstrzyga czy samorządowiec szanuje polskie prawo. Jeśli to nie pomaga zostaje Sąd Administracyjny, a ten ma już możliwość nakładania kar finansowych. – 3000 zł kary musi zapłacić burmistrz Strzelna (kujawsko-pomorskie), ponieważ blokował rozbudowę gospodarstwa Pawła Kaszkowiaka, producenta trzody z kujawsko-pomorskiego – mówi mecenas Włodawiec.

WPR wchodzi w fazę realizacji – 15 marca rusza nabór wniosków, znamy harmonogram

Grzywna dla samorządowca to w tej sprawie nie wszystko. Naczelny Sąd Administracyjny utrzymał wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego i tym samym potwierdził, że Burmistrz Strzelna działał z rażącym naruszeniem prawa. Orzeczenie NSA przesądza odpowiedzialność odszkodowawczą Burmistrza i otwiera rolnikowi drogę do starania się o odszkodowanie. Obecnie biegły sądowy określa wysokość szkody poniesionej przez Pawła Kaszkowiaka.

Źródło:Świeża Bazylia

Agata Molenda
Agata Molendahttps://agronews.com.pl
Redaktor portalu agronews.com.pl. Email: a.molenda@agronews.com.pl

Zostaw komentarz

  1. I co się dziwisz?
    Do puki będzie produkcja zwierząt zamiast hodowli zwierząt a nie toksycznego mięsa to musi być hejt i brak zgody.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Uwaga! Pierwsze ognisko choroby niebieskiego języka w Polsce

Powiatowy Lekarz Weterynarii w Wołowie informuje, że w dniu 19 listopada 2024 r. na podstawie wyników badań otrzymanych z Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach, stwierdzono wystąpienie...
13,428FaniLubię
7,105ObserwującyObserwuj
3,946ObserwującyObserwuj
8,520SubskrybującySubskrybuj
Verified by ExactMetrics