Od kilku dni głośno się mówi o nowelizacji ustawy zwiększającej ochronę zwierząt. Nowe przepisy mają m.in. zakazać chowu zwierząt na futra. Zdaniem branży futrzarskiej taka zmiana prawa to gwóźdź do trumny dla setek polskich hodowców.
Ponad tydzień temu posłowie PiS złożyli w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt. Nowe przepisy zwiększają ochronę prawną zwierząt. Dotyczą one m.in. zakazu chowu i hodowli zwierząt na futra, zakazu trzymania psów na uwięzi czy ograniczenia możliwości uboju rytualnego.
Za wprowadzeniem proponowanych przepisów opowiedział się prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem zakaz hodowli zwierząt futerkowych w Polsce to przede wszystkim kwestia stosunku do zwierząt i droga do prawdziwej europeizacji.
– Bardzo często mówi się o normach europejskich, o europeizacji Polski. To jest właśnie droga do prawdziwej europeizacji. W Europie tego rodzaju praktyk się zakazuje, a często przenosi się firmy do Polski. To powinno być niedopuszczalne, my nie możemy być krajem drugiej kategorii i rzeczywiście musimy być prawdziwą Europą i to jest krok w tym kierunku – mówił prezes PiS Jarosław Kaczyński w wypowiedzi dla fundacji "Viva!".
Prezes PiS podkreślił, że zdaje sobie sprawę z oporu branży futrzarskiej, ale ma nadzieję, że partia głosami większości poprze zaproponowane zmiany.
– Hodowcy w tej chwili znaleźli się w trudniejszej sytuacji, bo przedtem wszystko im było wolno, i opowiadają różnego rodzaju bajki – bo to są bajki – żeby się obronić – ocenił prezes PiS.
Hodowcy pójdą z torbami
Wszystko wskazuje na to, że proponowane przepisy zostaną przyjęte. A to dla hodowców zwierząt na futra będzie oznaczać koniec ich interesu. Szacuje się, że po likwidacji branży pracę straci nawet 50 tys. osób. Dziś Polska w produkcji futer zajmuje drugie miejsce w Europie i trzecie na świecie. Roczne przychody branży wynoszą ok. 1,5 mld zł.
Posiedzenie Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi i dyskusja ws. zakazu wprowadzania zakazu hodowli zwierząt na futra. Źródło: wSensie.tv
Hodowcy są rozgoryczeni likwidacją ferm. Boją się, że zostaną z niespłaconymi kredytami i brakiem pracy.
– W tym momencie ktoś mi mówi, że jak ja 5 lat temu rzuciłem wszystko, postawiłem na jedną kartę, zadłużyłem się, wybudowałem fermę, mieszkam na fermie…Co ja mam ze sobą w tej chwili zrobić? Mam 51 lat. Jak miałem dwadzieścia parę lat, jak mi PGRy zlikwidowali, to byłem rzutki w miarę i się rzuciłem, kombinowałem. Teraz mam 51 lat i mam kupę zadłużenia, mam fermę, która się do niczego nie będzie nadawała… Zostanę z tym mieszkaniem na polu tak?* – pytał na początku listopada podczas posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa Maciej Buczek, hodowca norek.
Obrońcy hodowców przekonują, że likwidacja produkcji zwierząt futerkowych w Polsce tak naprawdę nie rozwiąże problemu. Zostanie ona przeniesiona np. na Ukrainę, gdzie troska o dobrostan zwierząt jest dużo niższa niż w Polsce.
– W przypadku branży futerkowej, jeżeli w naszej kolekcji domów aukcyjnych zabraknie skór zwierząt futerkowych z Polski, to ta luka zostanie zapełniona. Tylko ona zostanie zapełniona w taki sposób, że hodowla zostanie przejęta przez produkcję na szeroko pojętym Wschodzie, gdzie – i tutaj uwaga państwa z organizacji prozwierzęcych – o dobrostanie zwierząt nikt w ogóle nie słyszał*– przekonywał w Sejmie Hubert Kujawski z SAGA Furs.
Hodowcy nie zamierząją czekać, aż Sejm zamknie ich hodowle. Dlatego zapowiadają ogólnopolskie protesty.
– Nie chcemy tego zrobić, ale jeśli będziemy zmuszeni, to wyjdziemy i będziemy stanowczo protestować. Nie możemy pozwolić na to, żeby nam wszystko zabrano, bo co mamy do stracenia? Jeśli nam chce się zabrać wszystko, to nie mamy nic do stracenia. Wyjdziemy na ulicę – niestety powtarzam, że nie chcemy tego zrobić – ale zrobimy to. Będziemy bardzo głośno protestować i nie pozwolimy sobie na to, żeby odebrano nam – powtarzam raz jeszcze – dorobki całego naszego życia. Już hodowcy, już ich rodziny, już pracownicy przeorganizują ją i z pewnością w bardzo niedługim czasie można spodziewać się ogólnopolskich protestów – powiedział na antenie Radia Maryja Szczepan Wójcik, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej.
oprac. Kamila Szałaj
Redakcja AgroNews
* wypowiedź z artykułu, który ukazał się na portalu wSensie.pl