Wielowiekowa tradycja głosi, że zwierzęta w wigilijną noc potrafią przemówić ludzkim głosem. Niegdyś uważano, że zwłaszcza bydło, konie, a czasami również i psy, są tymi, które w Wigilię przekazują gospodarzom niezbędne informacje. A przecież to ptaki są wśród zwierząt najlepiej oddających niuanse ludzkiej mowy. Zatem czy i one mogłyby znaleźć się pośród wigilijnej menażerii?
Ile w stwierdzeniu o ludzkiej mowie u zwierząt jest prawdy i czy to w ogóle możliwe z biologicznego punktu widzenia pytamy zoologa z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, prof. Piotra Tryjanowskiego, kierownika Katedry Zoologii UPP.
– Człowiek niemal od zawsze chciał zrozumieć mowę zwierząt, często z całkiem
praktycznej potrzeby, by wiedzieć co im dolega, by sprawić by wydajniej pracowały.
Proszę pamiętać, że jeszcze całkiem niedawno, każde zwierzę hodowlane to był
olbrzymi majątek decydujący niemal o możliwościach przeżycia rodziny. Jednak, choć
były potrzeby takiej komunikacji, to wybrane obiekty zwierzęce chyba nie były
dobrane najtrafniej – podkreśla prof. Tryjanowski.
– Ze zwierząt gospodarczych, czy raczej powinniśmy powiedzieć towarzyszących, jeślibyśmy poszukiwali nici porozumienia, zarówno werbalnego, jak i nie werbalnego, to pewnie najlepszym kandydatem byłby pies. I to zapewne rasy pasterskie, które przekazywane komunikaty musiały rozumieć doskonale, a i same jasno formułować swoje potrzeby.
Właśnie opublikowane w czasopiśmie Applied Animal Behaviour Science badania pokazują, że psy potrafią reagować na od 15 do 215 wyrażeń, co daje średnio 89 komunikatów na osobnika. Prawie wszystkie psy reagują na klasyczne komunikaty: „siad”, „chodź”, „zostań” i oczywiście na swoje imię. Jednak to podejście do zagadnienia komunikacyjnego od drugiej strony. – Przecież de facto to badania pokazujące, jak psy rozumieją naszą mowę, a nie my psią – zauważa prof. Tryjanowski. Dodaje jednak, że samo zagadnienie jest bardzo interesujące, bowiem do tanga trzeba dwojga. W komunikacji ważny jest nie tylko odbiorca, ale i nadawca, i ich wzajemna relacja.
Jednak prawdziwie ludzką mową – jej odtwarzaniem, a nawet elementami składni – charakteryzują się niektóre gatunki ptaków – Pamiętajmy jednak – zastrzega prof. Tryjanowski – że tym rządzi się pewien paradoks. Jeśli chcemy usłyszeć z ptasiego gardła i krtani naszą mowę, to musimy je tego po prostu nauczyć, albo choćby dać wzorce do naśladowania, które za nami nieco bezwiednie powtórzą. I tutaj mamy prawdziwych mistrzów – papugi, gwarki, czy z naszej rodzimej fauny – szpaki. Jednak to właśnie wśród papug mamy prawdziwych mistrzów. Są takie, na przykład wyszkolone osobniki żako, które znają 850 słów.
Przypominam, że językoznawcy twierdzą, iż zasób 1000 słów wystarcza na w miarę dobrą codzienną komunikację u ludzi. Otwartym pozostaje pytanie, czy mówiąca papuga jest świadoma znaczenia wypowiadanych słów i potrafi je łączyć w struktury gramatyczne. To już większe wyzwania – stawiane tak przed samymi ptakami, jak i analizujących ich wypowiedzi naukowcami.
Ważnym pozostaje kwestia – czy naprawdę musimy rozumieć wszystko, o czym psy szczekają, koty miauczą, krowy muczą, a ptaki śpiewają – by cieszyć się tymi dźwiękami. Ostatni przykład z Australii pokazuje, że zdecydowanie nie. Dosłownie parę tygodni temu na australijskie listy przebojów z impetem wdarł się album Songs of Disappearance
zawierający głosy 53 rzadkich i ginących gatunków ptaków Australii. Zaskakuje to, że album pokonał znanych artystów, w tym Michaela Buble i Mariah Carey. Można? Można!
Legenda głosi, że gospodarz, który zrozumiał zwierzęcą mowę umiera
– Z przyjemnością słucham tych australijskich dźwięków i nawet troszkę zazdroszczę mieszkańcom Antypodów słońca i ciepła w Boże Narodzenie. Nie myślę nawet co śpiewające ptaki chcą nam przekazać, po prostu głosy te działają niemal terapeutycznie – wyciszają, przenoszą w inną rzeczywistość. A jakie niosą informacje?
Biologicznie pewnie najprostsze: o zajęciu terytorium, o jakości samca, o sposobach współpracy w parach. Jednak czy musimy to wszystko rozumieć? Pewnie chcielibyśmy
– i w tym momencie zamyśla się poznański naukowiec, ale po chwili dodaje – jednak czy warto to już inna kwestia. Bo przypomnę tylko, że jedna ze starych polskich legend głosi, że gospodarz, który zrozumiał zwierzęcą mowę umierał. Może to bożonarodzeniowy przekaz dla nas – że trzeba dobrze rozróżniać pomiędzy naukową ciekawością, a bezgranicznym wścibstwem. Słuchać, nie podsłuchiwać – warto i nad tym zagadnieniem się zamyślić. A Boże Narodzenie wszak powinno sprzyjać refleksji.
Źródło: www.up.poznan.pl