Na śniadaniowym stole w każdym polskim domu królują jajka – jajecznica, jajko na miękko, czy w majonezie. Tymczasem coraz częściej słyszymy jedno pytanie: dlaczego za ten podstawowy produkt płacimy tyle, ile jeszcze kilka lat temu kosztowało mięso?

Polska jajami stoi, a jednak drogo płacimy
Polska jest piątym największym producentem jaj w Unii Europejskiej – po Francji, Niemczech, Włoszech i Hiszpanii. Roczna produkcja to ok. 12,5 mld sztuk, z czego aż 30–35 proc. trafia na eksport. To właśnie utrzymujący się popyt zagraniczny sprawia, że ceny jaj w kraju wciąż pozostają wysokie, mimo dużej podaży.
Epidemie i straty w stadach
Producenci drobiu od wielu miesięcy walczą z poważnymi problemami. Jesienią i zimą 2024/2025 grypa ptaków doprowadziła do utraty blisko 15 mln kur niosek. Kiedy wiosną rozpoczęto odbudowę stad, hodowle uderzyła kolejna choroba – rzekomy pomór drobiu (ND). Od czerwca liczba kur spadła o następne 700 tys. sztuk, co dodatkowo ograniczyło podaż.
– „Wysoki poziom cen ograniczy tempo dalszych podwyżek, ale jajka nadal będą drożeć” – ocenia Katarzyna Gawrońska, szefowa KIPDiP.
Dane z rynku – skala podwyżek szokuje
Według Ministerstwa Rolnictwa w sierpniu 2024 r. ceny jaj klatkowych (M) były o 52 proc. wyższe niż rok wcześniej. Za 100 sztuk trzeba było zapłacić 62,48 zł, podczas gdy rok wcześniej – 41,10 zł.
Podobne wzrosty odnotowano w innych segmentach:
- ściółkowe – +41 proc.,
- z wolnego wybiegu – +26 proc.,
- ekologiczne – +11 proc.
Łącznie, od 2023 roku ceny jaj wzrosły już o około 50 proc.
Co czeka konsumentów?
Eksperci KIPDiP prognozują, że obecny trend utrzyma się przynajmniej do Świąt Bożego Narodzenia. Wysokie koszty produkcji, zmniejszona liczba stad i eksport nie pozwalają na szybkie obniżki.
Choć bezpieczeństwo żywnościowe Polski nie jest zagrożone, konsumenci muszą przygotować się na to, że jajka – mimo iż wciąż dostępne – będą produktem coraz droższym w codziennym koszyku zakupowym.