Od kwietnia br., kiedy międzynarodową prasę obiegły doniesienia o pierwszych przypadkach zakażenia koronawirusem na fermie norek w Holandii, udokumentowano łącznie wystąpienie wirusa na 29 fermach w 3 krajach europejskich: Holandii, Danii i Hiszpanii. Przyjdzie czas na Polskę?
Norka amerykańska to jedyne zwierzę hodowlane, u którego potwierdzono zakażenia wirusem SARS-CoV-2. Od kwietnia wirus rozprzestrzeniał się błyskawicznie między zwierzętami, co ułatwiał system chowu klatkowego, powszechny na fermach norek na całym świecie. Potwierdzono też zarówno transmisję z ludzi (pracowników ferm) na zwierzęta, jak i w drugą stronę – przenoszenie wirusa z norek na ludzi. Po stwierdzeniu występowania wirusa na fermach w Holandii, Danii i Hiszpanii trudno już mówić o odizolowanych przypadkach. Problem jest globalny i kraje, w których występuje duża koncentracja takich ferm stanowią groźny rezerwuar wirusa.
Polska jest trzecim największym producentem futer na świecie
W naszym kraju działa dziś 476 ferm zwierząt futerkowych – norek, lisów i jenotów. Samych norek hoduje się w u nas około 5.4 miliona (dane za 2019). Wraz ze stopniowym wygaszaniem branży futrzarskiej w Holandii, Polska stała się drugim największym producentem w Europie. Tymczasem zakaz hodowli norek w Holandii wejdzie w życie z początkiem 2024 roku, chociaż istnieje możliwość, że likwidacja branży nastąpi szybciej ze względu na zagrożenie zdrowia publicznego. Za takim rozwiązaniem opowiedzieli się ostatnio parlamentarzyści głównych ugrupowań, a ostateczna decyzja zostanie podjęta przed końcem roku.
– W Polsce największym zagłębiem hodowli norki amerykańskiej jest województwo wielkopolskie, ale fermy o obsadzie od kilku, do kilkuset tysięcy zwierząt znajdziemy niemal w każdym innym regionie Polski. Wobec ryzyka transmisji wirusa ze zwierząt na ludzi powinny być podjęte specjalne środki zapobiegawcze – mówi Bartosz Zając, Specjalista ds. Kampanii Dobrostanowych ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki – Władze holenderskie bardzo szybko zdecydowały o konieczności zebrania próbek ze wszystkich ferm w kraju, nie tylko tych zakażonych. Takie testy to absolutne minimum, które powinniśmy zastosować na polskich fermach – dodaje Zając.
Dodatkowe działania, wzorowane na tych zastosowanych w krajach, w których potwierdzono obecność koronawirusa na fermach norek, powinny posłużyć jako podstawa scenariusza kryzysowego. Tymczasem pomimo doniesień z Holandii, jedynym działaniem polskiej Inspekcji Weterynaryjnej była publikacja na stronie GIW instrukcji pobierania próbek do dalszych badań laboratoryjnych w przypadku uzasadnionych podejrzeń występowania wirusa u zwierząt (GIWz.432.221.2020).
– Brak zdecydowanych działań polskich służb weterynaryjnych może częściowo wynikać z niewielkiej ilości potwierdzonych przypadków transmisji wirusa z norek na ludzi – mówi Bartosz Zając – Nie sposób jednak przejść nad tym obojętnie, jeśli weźmiemy pod uwagę dynamiczny rozwój wydarzeń na fermach w kolejnych krajach i niewielką wiedzę jaką mamy na temat możliwości adaptacyjnych wirusa, który w krótkim czasie pokonał granice gatunkowe. Dodatkowe ryzyko wiąże się też z powszechnym niestosowaniem się hodowców do obowiązujących wymogów bioasekuracyjnych (obowiązek otoczenia ferm podwójnym ogrodzeniem), co ułatwia przedostawanie się norek poza teren ferm – dodaje Zając.
W ramach przeciwdziałania dalszej ekspansji wirusa w Holandii, Danii i Hiszpanii likwiduje się całe stada – zabito już przynajmniej milion zwierząt. Wirus jest nie tylko niebezpieczny dla ludzi, ale i śmiertelny dla zwierząt. W funkcjonującym na fermach norek systemie hodowli klatkowej jego dalsze rozprzestrzenianie się byłoby niemożliwe do opanowania, a wobec ekonomicznego kryzysu branży futrzarskiej przejście na systemy alternatywne byłyby nieopłacalne.
Stowarzyszenie Otwarte Klatki prowadzi kampanię, której celem jest wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt na futro w Polsce. Można ją wesprzeć podpisując petycję pod tym linkiem.
Redakcja AgroNews