Szacowanie strat w oziminach budzi kontrowersje.
– W czasie mroźnej zimy straciłem sześć hektarów pszenicy – mówi Gazecie Pomorskiej Krzysztof Domanowski, rolnik z Wołuszewa, gm. Aleksandrów Kujawski. – Pomimo tego nie zgłaszałem szkód, bo musiałbym szczegółowo podawać swoje dochody.
Jak informuje Gazeta Pomorska, „rolnik obawia się, że udokumentowanie dochodów gospodarstwa byłoby zbyt czasochłonne. – No i aby te sprawy załatwić, musiałbym więcej wydać na paliwo, niż mógłbym dostać pomocy do każdego przesianego hektara – dodaje gospodarz z Wołuszewa.
Przypomnijmy. Rada Ministrów przyjęła stawkę – 100 zł na 1 ha uprawy żyta, jęczmienia, pszenżyta, pszenicy, rzepaku lub rzepiku, trwałych użytków zielonych i ozimych upraw nasiennych.
Będzie to pomoc de minimis (czyli o niewielkim znaczeniu) udzielana przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Z informacji przekazanych przez resort rolnictwa do urzędów wojewódzkich wynika, że w przypadku szkód w oziminach (do 20 maja wymagających zaorania), poziom szkód ustala się uwzględniając utratę plonów danej uprawy na poziomie 40 proc. (w tym przypadku do wyliczenia wysokości szkód nie uwzględnia się plonów roślin, które zostały zasiane po zlikwidowanych uprawach ozimych).
– Największe problemy podczas szacowania szkód dotyczą właśnie tych czterdziestu procent – mówi Andrzej Baranowski, dyr. generalny Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego. – Rolnicy twierdzą, że wymarzło im wszystko, więc trzeba wpisać sto procent. Nie uwzględniają wielkości poniesionych nakładów na tym etapie wegetacji.
Dyrektor przyznaje, że problemów z udowodnieniem strat nie powinni mieć gospodarze zajmujący się uprawą roślin. Gorzej jeśli łączy się ona z produkcją zwierzęcą.
Bo poziom szkód musi być wyższy niż 30 proc. średniej rocznej produkcji rolnej w gospodarstwie lub dziale specjalnym produkcji rolnej (z trzech lat poprzedzających rok, w którym wystąpiły szkody lub średniej z trzech lat w okresie pięcioletnim).
Dla niektórych rolników takie wyliczenia są zbyt skomplikowane.
Gospodarze mogą też liczyć na przykład na kredyty preferencyjne. – Kredytów to mam już dosyć do spłacania – ucina Krzysztof Domanowski.
– Mimo wszystko zainteresowanie kredytami jest spore – uważa Baranowski. – Odzwierciedla to sytuację ekonomiczną rolników, którzy muszą sięgnąć po tę pomoc.”
Źródło: "Gazeta Pomorska", fot. sxc.hu