Polskie sadownictwo to nie tylko rozległe „zagłębia” jabłkowe i silne grupy producenckie. To także kilkuhektarowe sady na trudniejszych w uprawie terenach, skąd dostarczane są jabłka na lokalne rynki, które mają specyficzne wymagania. Niezależnie od wielkości sadu i rynku zbytu najważniejsza jest jakość i jędrność owoców, szczególnie tych przechowywanych aż do wiosny. Można zadbać o nie w prosty sposób stosując preparat FruitSmart, o czym przekonał się niedawno sadownik z okolic Limanowej.
Polskie jabłka sukcesywnie stają się rozpoznawaną i cenioną marką. W sezonie 2017/18 – ze względu na wiosenne załamanie pogody, małą ilość owoców i ich wysokie ceny – konsumenci jeszcze bardziej docenią jakość rodzimych jabłek.
Jednak polskie sadownictwo to nie tylko duże sady i zorganizowane grupy producenckie, zaopatrujące krajowe sieci handlowe i prowadzące eksport na zagraniczne rynki. Również w regionach, gdzie ukształtowanie terenu nie pozwala na zakładanie rozległych sadów, odbywa się produkcja owoców, które następnie trafiają na lokalny rynek. Jednym z takich miejsc jest Beskid Wyspowy, malownicza część Beskidów Zachodnich między doliną Raby a Kotliną Sądecką. Uwarunkowania geograficzne i specyfika rynku zbytu sprawiają, że sadownicy stosują tam nieco inne strategie przechowywania i sprzedaży niż producenci z „zagłębia” jabłkowego, jakim są okolice Warki, Grójca czy Sandomierza. Ale również właściciele mniejszych, lokalnych gospodarstw sadowniczych potrzebują sposobów, żeby zapewnić dobrą jakość i długotrwałą jędrność przechowywanych jabłek, co pozwoli uzyskać korzystną cenę przez cały sezon handlowy.
Położona w Beskidzie Wyspowym gmina Jodłownik ma charakter sadowniczy, w mniejszym stopniu rolniczy. Dominują tu gospodarstwa 3-, 6-hektarowe, nieliczne mają powierzchnię ok. 10 ha.
– To jest teren wymagający, górzysty. Sadownictwo w naszym regionie jest bardziej rozdrobnione z tego powodu, że wielkości areałów są nieduże. Nie ma jakichś wielkich grup producenckich, także każdy z sadowników w swoim zakresie zagospodarowuje owoce, ma jakichś odbiorców: sklep czy hurtownię, rynek hurtowy – mówi Stefan Rymarczyk ze wsi Szczyrzyc w gminie Jodłownik. Jego gospodarstwo ma ponad 10 ha, specjalizuje się jabłkach odmian Ligol, Szampion, Gala, Idared, Jonagold.
Pan Stefan ma własną trzykomorową chłodnię i właśnie ją rozbudowuje. Rozważał zainwestowanie w chłodnię z kontrolowaną atmosferą, jednak ze względu na specyfikę lokalnego rynku zbytu zrezygnował z tego pomysłu.
– Żeby klienci chętnie kupowali jabłka, muszą one przede wszystkim być zdrowe, w bardzo dobrej kondycji. Klienci czy hurtownie oczekują dostaw co tydzień, co dwa tygodnie. Budując komorę, zostaniemy przy zwykłej chłodni, bez kontrolowanej atmosfery. To niższe koszty, możliwość otwierania komory w każdej chwili, sortowania i sprzedaży, ciągłość dostaw na rynek – deklaruje sadownik. – Na naszym terenie każdy woli mieć swoją mniejszą chłodnię, w której ma możliwość przedłużenia jędrności jabłek i może je spokojnie wywozić w każdej chwili na rynek hurtowy, do sklepu czy do sieci. Zmagazynowanie bardzo dużej ilości owoców i zagazowanie wiąże się z szybką sprzedażą później na wiosnę. A tu jednak chodzi o to, żeby sprzedaż była ciągła, w niewielkich partiach.
Słuszność podjętej decyzji o dobudowie kolejnej zwykłej komory chłodni potwierdziły obserwacje po poprzednim sezonie przechowalniczym.
Jak FruitSmart sprawdził się w chłodni?
W ubiegłym roku Stefan Rymarczyk postanowił po raz pierwszy zastosować regulator FruitSmart 3,3 VP firmy INNVIGO, polski środek na bazie substancji 1-MCP (1-metylocyklopropen). W gospodarstwie wcześniej nie były wykorzystywane tego typu preparaty, dlatego pierwsza aplikacja nastąpiła tylko w jednej z trzech komór chłodniczych. Znalazły się tam różne odmiany jabłek (Boskoop, Gala, Szampion, Rubin, Lobo) i wszystkie przechowały się w bardzo dobrej kondycji.
– Jesteśmy zadowoleni z FruitSmarta. Owoce można spokojnie trzymać do nowych zbiorów, bez obawy, że coś się będzie działo. Wystarczy zwykła chłodnia, owoce przechowują się bardzo dobrze. W każdej chwili mogę komorę otwierać bez jakichkolwiek strat, sortować, pakować i wywozić jabłka. Nie ma obawy, że coś się z nimi stanie – opowiada sadownik. – Mamy przykład zastosowania FruitSmarta i przechowywania owoców do wiosny. Jesteśmy zadowoleni i w tym roku będzie on zastosowany we wszystkich trzech komorach. Kontrolowana atmosfera nie ma tej możliwości ciągłych, niedużych dostaw partii na rynek ze względu na to, że trzeba chłodnię rozgazować i zagazować – dodaje.
W poprzednich sezonach, kiedy owoce były przechowywane bez zabiegu z użyciem regulatora, już w marcu czy na początku kwietnia kondycja jabłek była znacznie słabsza, co skutkowało trudnościami w sprzedaży. Tymczasem ubiegłoroczne zbiory, nawet z niewielkimi uszkodzeniami pogradowymi, przetrwały okres w chłodni w bardzo dobrym stanie i nie było żadnego problemu ze zbytem.
Zasakujące wyniki doświadczenia
Kolejnym potwierdzeniem, że dobudowanie zwykłej chłodni to dobry krok, był zaskakujący wynik niezamierzonego eksperymentu, który pan Stefan zaobserwował w lipcu tego roku. Okazało się, że w otwartej już chłodni, za skrzyniopaletą niechcący zostały odłożone na dłuższy czas dwie skrzynki ubiegłorocznych jabłek. Jedna z nich była po aplikacji FruitSmart, druga bez aplikacji.
– Doświadczenie wyszło tak znienacka. Wchodząc na wiatę, czułem, że zaczęło pachnieć już nieładnie zgniciem, dopiero zapach ściągnął mnie tutaj. Gdy odnalazłem te dwie skrzynki, to był szok. W tej, gdzie nie był zastosowany FruitSmart, było 5 dobrych jabłek, reszta po prostu zgnita. W skrzynce, w której użyto FruitSmart, były tylko 3 uszkodzone jabłka – relacjonuje zdziwiony sadownik.
Wyniki tego przypadkowego eksperymentu nie są natomiast zaskoczeniem dla Agnieszki Bober z firmy INNVIGO.
– Założenie jest takie, że po zastosowaniu środka FruitSmart jakość owoców, które przechowujemy w zwykłej chłodni, praktycznie odpowiada parametrom owoców przechowywanych w kontrolowanej atmosferze – mówi Bober.
Zdarza się, że producenci jabłek mają obawy, czy poradzą sobie samodzielnie z aplikacją tego typu preparatu, szczególnie jeśli wcześniej nie przeprowadzali takiego zabiegu.
– Bierzemy wiaderko, wodę do 45 stopni, pompkę, która jest razem z FruitSmartem, aplikujemy saszetki do wody, włączamy, zamykamy komorę na 24 godziny. Po 24 godzinach komorę wietrzymy i możemy jabłka sprzedawać – uspokaja Stefan Rymarczyk.
Swoje dotychczasowe obserwacje i doświadczenia z używania regulatora firmy INNVIGO sadownik podsumowuje następująco: – Spostrzeżenia były takie, że wszystkie odmiany w komorze: Boskoop, Rubin, Gala, Lobo, Szampion przechowały się bardzo dobrze. Nie było ubytków, owoce kondycję miały bardzo dobrą do samego końca, do sprzedaży. Stosując FruitSmart, nie ma potrzeby dokładać sobie kosztów do gazowania komory. Jestem bardzo zadowolony z FruitSmarta, będziemy go dalej stosować.
Redakcja AgroNews