Wirus ASF nie daje o sobie zapomnieć. I choć ostatnio nie pojawia się w chlewniach, cały czas stwierdzany jest u dzików. Niedawno chorobę tę potwierdzono u padłego dzika w powiecie kraśnickim, blisko granicy województwa świętokrzyskiego. To pierwszy przypadek pomoru na tym terenie. Jest to obszar nieobjęty restrykcjami w związku z ASF.
Wirus ASF idzie dalej. Choroba kilka dni temu pojawiła się w Starym Rachowie, k. Annopola (pow. kraśnicki, woj. lubelskie). Badania potwierdziły, że znaleziony tam padły dzik był zakażony.
Wydaje się, że radość ministra rolnictwa z „uzyskanej przewagi nad wirusem ASF” jest przedwczesna. Bo dzik koło Annopola to pierwszy przypadek choroby w tym rejonie. Najbliższe ognisko znajduje się ok. 65 km dalej, w gminie Kurów (pow. puławski). Dlatego pojawia się pytanie – w jaki sposób wirus przedostał się wgłąb kraju? Na razie nie wiadomo, co było wektorem. Być może resztki jedzenia z wędliną, które ktoś nieopatrznie wyrzucił np. w lesie.
To jednak nie koniec złych wiadomości. W ostatnich dniach Główny Lekarz Weterynarii potwierdził kolejne 24 przypadki wirusa ASF u dzików, które wystąpiły w woj. mazowieckim (także w Warszawie), lubelskim, warmińsko-mazurskim i podlaskim.
ASF pójdzie jeszcze dalej?
Hodowcy są przerażeni, tym bardziej, że choroba rozprzestrzenia się w głąb kraju. Znalezienie kilka miesięcy temu chorych padłych dzików po lewej stronie Wisły bardzo zaniepokoiło rolników. Bo oznacza, że choroba jest coraz bliżej dużych ferm hodowli trzody chlewnej. Zdaniem dyrektora biura „POLSUS” dr. inż. Tadeusza Blicharskiego wirus będzie się rozprzestrzeniał dalej.
– Rozprzestrzenianie się wirusa w tej chwili jest już nieuniknione. Boimy się chwili, gdy pomór dotrze do województw, gdzie znajdują duże fermy świń – mówił w rozmowie z nami dr. inż. Tadeusz Blicharski.
Kamila Szałaj
Redakcja AgroNews, fot. GLW