W naszym kraju nie wypada przyznawać się do uprawy roślin GMO? Gdzie tkwi źródło wstydu?
„Polscy rolnicy nie rezygnują z upraw genetycznie modyfikowanych roślin. Wręcz przeciwnie. Powierzchnia takich zasiewów rośnie i najprawdopodobniej przekracza już pięć tysięcy hektarów. Takiego zdania są eksperci monitorujący uprawy kukurydzy w kraju. Problem w tym, że tych szacunkowych danych nie sposób zweryfikować, bo do transgenicznych roślin nikt się w Polsce nie przyznaje.
Unijne przepisy zezwalają na swobodny obrót nasionami transgenicznymi. W praktyce oznacza to, że rolnik, który zdecyduje się na tego typu uprawy, także i w Polsce – może je swobodnie rozpocząć. Jest jednak warunek. Materiał siewny musi być dopuszczony do sprzedaży na terenie Wspólnoty. Takie prawo obowiązuje w przypadku kukurydzy MON 810, a ostatnio także i ziemniaka Amflora. I to właśnie jego dopuszczenie do sprzedaży na terenie Unii zapoczątkowało kolejną falę protestów. Pod petycją ekologów skierowaną do Komisji Europejskiej z żądaniem zakazu upraw GMO podpisało się już milion europejczyków.
Joanna Miś, Greenpeace Polska: Europejczycy domagają się rzetelnych badań nad GMO. Na tę chwilę większość badań, którymi dysponuje ciało doradcze Komisji Europejskiej, jest przeprowadzona przez koncerny biotechnologiczne, które chcą wprowadzenia GMO na rynek.
Powierzchnia zasiewów roślin transgenicznych w Europie w ubiegłym roku zmalała o 11% i wyniosła 95 tysięcy hektarów.
Podczas gdy w czołowych krajach Wspólnoty powierzchnia zasiewów spada – w Polsce można mówić o jej wzroście. Nieoficjalnie mówi się, że może to być obecnie 5 tysięcy hektarów. Choć niektórzy twierdzą, że dużo więcej.
Roman Warzecha, IHAR Radzików: Kiedyś oficjalnie powiedziałem, że mamy 5 tysięcy, to zostałem poprawiony, że 5 tysięcy to my mamy w każdym południowym województwie.
W obawie przed zniszczeniem zasiewów przez ekologów, wielu rolników nie przyznaje się do tego rodzaju upraw. Tym bardziej, że nie ma żadnego obowiązku ich rejestracji. W związku z tym policzenie powierzchni zasiewów jest niemożliwe. Podobnie jak ich właścicieli.
Roman Warzecha, IHAR Radzików: Są to głównie firmy, które zużywają na własny użytek i odnoszą z tego korzyści. I nie chodzi tu o większe zbiory, a występowanie szkodnika – omacnicy prosowianki.
Obecność groźnego szkodnika stwierdzono już na terenie 14 województw. Nadal wolne pozostają pomorskie i warmińsko-mazurskie. Szacuje się, że obecność owada powoduje straty w uprawach, które przekraczają już ponad pół miliarda złotych” – podała Redakcja Rolna TVP.
Co prawda, spora ilość rolników ufa kukurydzy GMO, ale ilość przeciwników rośnie równie szybko, jak zwolenników.
Redakcja AgroNews, fot. sxc.hu