Niemiecka wieprzowina stała się hitem na unijnym rynku, nawet ta z zagrożonych terenów. Handel w Polsce, ani tym bardziej eksport nie istnieją. Nie pomogło nawet obniżanie krajowych cen, nie mówiąc o stratach hodowców.
Niemieckie półtusze są o ponad półtora złotego tańsze od belgijskich czy duńskich i o złotówkę od polskich. Efekt? Polskie zakłady przetwórcze sprowadzają takie ilości mięsa, że krajowi dostawcy nie mają gdzie sprzedać naszego. Podobnie jest z eksportem. Kierunki, które do tej pory były dla naszych producentów atrakcyjne, zawiesiły zamawianie surowca w Polsce i kupują w Niemczech. Litwa, Łotwa, Estonia – eksport naszego mięsa na tamtejsze rynki nie istnieje. Nie pomagają nawet promocje i obniżki – poinformował Agrobiznes z dnia 26 stycznia 2011 r.
Minimalne ceny żywca spadły do 2 złotych i 80 groszy, co pozwala już mówić o totalnej destabilizacji na rynku wieprzowiny.
Jak mówią hodowcy, dopłaty do prywatnego przechowalnictwa, na co zdecydowała się Komisja Europejska, to tylko „zamiatanie problemu pod dywan”. Pozwoli to przesunąć kłopot na kilka miesięcy w czasie, ale nie zlikwiduje go. Najpotrzebniejsze są aktualnie unijne dopłaty do eksportu. A o tym ani widu, ani słychu.
Jak widać afera dioksynowa ma dwie strony medalu. Najpierw lęk i strach przed skażonym mięsem, a teraz gwałtowny import z Niemiec. Polscy rolnicy załamują ręce i domagają się wprowadzenia zakazu importu na niemiecką wieprzowinę. Wiele krajów już zamknęło swoje granice dla niemieckiego mięsa, m.in. Rosja, Japonia. Ile czasu utrzyma się ta niepokojąca sytacja w naszym kraju?
Na podstawie danych MRiRW, w okresie styczeń – październik 2010 r., Polska zaimportowała z Niemiec ponad 153 tys. ton mięsa wieprzowego oraz prawie 17 tys. ton trzody żywej.
KK
Redakcja AgroNews, fot. sxc.hu