W dużych sieciach handlowych zaczyna brakować jaj. Powodem są wyższe ceny, które polscy producenci otrzymują od podmiotów zagranicznych, co skutkuje wstrzymywaniem dostaw do polskich sklepów.
– Polscy producenci za jedno jajo klasy M, czyli średniej wielkości, otrzymują od zagranicznych kontrahentów 45, a nawet 50 groszy. Tymczasem cena detaliczna takiego samego jaja oferowanego w sieciach handlowych wynosi 37 – 39 groszy, co oznacza, że do hodowcy trafia nie więcej niż 33 grosze. Nie można się więc dziwić producentom jaj, że przy ogromnym popycie zagranicznym wolą sprzedawać swoje produkty drożej – tłumaczy Mariusz Szymyslik, dyrektor Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz.
Winny fipronil i ptasia grypa
Bardzo duży popyt na jaja w całej Europie wiąże się z wykryciem fipronilu na fermach niosek w Europie Zachodniej, głównie Belgii, Holandii i w Niemczech. Spora część producentów z tamtych krajów musiała wybić swoje stada lub zaprzestać dostaw na rynek. Problemy z podażą jaj są także następstwem grypy ptaków we Włoszech, które są jednym z czołowych producentów jaj w Europie.
– Spiralę cenową nakręcają także przemysłowi odbiorcy jaj czyli na przykład firmy spożywcze, chemiczne czy kosmetyczne. Jaja przeznaczone do przetwórstwa zawsze były zdecydowanie tańsze niż jaja konsumpcyjne. Jednak w ostatnich dniach sytuacja się odwróciła. To szok dla całej branży – mówi Szymyślik.
Święta bez makowca?
Dyrektor KIPDiP zwraca uwagę, że zawirowania na rynku, z którymi mamy obecnie do czynienia dzieją się w najgorszym możliwym momencie, czyli tuż przed sezonowym szczytem popytowym rozpoczynającym się zwykle kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem.
– Jeśli nie zdarzy się coś niezwykłego, możemy mieć do czynienia z sytuacją bez precedensu. Po raz pierwszy po 89 roku możemy mieć do czynienia z brakami jaj – uważa Mariusz Szymyślik.
Redakcja AgroNews, fot. flickr.com