Część hodowców trzody chlewnej w Polsce ma związane ręce. Przepisy zabraniają im sprzedaży więcej niż 30% produkowanej gnojowicy. – To chyba jedyny taki przepis w Europie. Ogranicza rozwój hodowli i utrudnia dostęp do tak poszukiwanych teraz nawozów naturalnych – komentuje Piotr Karnas
z Gobarto Hodowca.
Podmioty, które prowadzą w Polsce hodowlę świń́ – powyżej 2000 tuczników lub 750 macior – są zobowiązane uzyskać pozwolenie zintegrowane. Konsekwencją tego jest konieczność zastosowania art. 105a ust. 6 ustawy z 20.07.2017 r. Prawo wodne. Stanowi on, że 70% wytwarzanej gnojowicy należy wykorzystać we własnym gospodarstwie lub przekazać do biogazowni. Jedynie 30% może zostać sprzedane lub oddane innym rolnikom.
– Takie regulacje oznaczają w praktyce, że duże, profesjonalne podmioty chcące rozpocząć hodowlę muszą szukać sposobu zagospodarowania zdecydowanej większości gnojowicy we własnych zakresie lub przeznaczyć ją na produkcję energii elektrycznej i cieplnej w biogazowni. To drugie rozwiązanie w związku z małą liczbą biogazowni w Polsce i wysokimi kosztami budowy jest często niemożliwe. Tymczasem gnojowica, jako nawóz naturalny, mogłaby z powodzeniem trafiać do lokalnych rolników, tak jak dzieje się to w przypadku mniejszych hodowli – wyjaśnia Piotr Karnas, dyr. d/s Rozwoju Trzody Chlewnej w Gobarto Hodowca.
Wymienia on na dwa czynniki, które jego zdaniem zdecydowanie wskazują na zasadność liberalizacji przepisu. Pierwszy z nich dotyczy kryzysu, w jakim znajduje się rynek hodowli trzody chlewnej w Polsce. Choć w ostatnich miesiącach opłacalność hodowli wzrosła, to pogłowie trzody chlewnej wynosi obecnie 9,79 mln. (stan na 31.03.22, dane ARMiR) i jest najniższe od 70 lat. Jego zdaniem tak sformułowane przepisy ograniczają rozwój profesjonalnej hodowli, która dominuje w takich krajach jak Dania czy Hiszpania.
Jako drugi czynnik wskazuje wzrost zapotrzebowania na świecie na nawozy naturalne.
– Rosnące ceny nawozów sztucznych skłaniają rolników do poszukiwania alternatyw. Są nimi ich naturalne odpowiedniki – mówi Karnas. W ciągu ostatnich 5 miesięcy cena nawozów sztucznych wzrosła o 30%, w poprzednim roku o 80%. Tak drastyczne zamiany zostały spowodowane przez zaburzenia w łańcuchu dostaw, które od lutego spotęgowała wojna na Ukrainie. Rolnicy z Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych chętnie sięgają po alternatywę – nawozy naturalne. Ich import do takich krajach jak Francja, Holandia, Włochy, Hiszpania i Stany notuje od 2020 r. kilkudziesięcioprocentowe wzrosty.
– Zapisy dotyczące wykorzystania gnojowicy powodują, że polscy producenci zbóż mają utrudniony dostęp do nawozów naturalnych, podczas gdy farmerzy z innych krajów chętnie sięgają po nie w czasie wysokich cen – dodaje Karnas. Według Banku Światowego wysokie koszty nawozów sztucznych utrzymają się przynajmniej przez trzy lata.
Źródło: Gabarto
Jak ktoś chce robić skalę przemysłową, to niech zrobi biogazownię. Odpad pofermentacyjny to też cenny nawóz.
Dziwię się że Ty jesteś zdziwiona…W Polsce rządzą obcy kapitał i ich agenci
..taki kret dostanie zlecenie,poseł wniesie pod obrady w nocy sejm przeglosuje i sprawa zalatwiona