Weszła w życie decyzja władz USA o nałożeniu na produkty z Unii Europejskiej rekordowych ceł karnych o wartości 7,5 mld dolarów rocznie. UE odpowiada, że amerykańskie posunięcie będzie mieć poważne konsekwencje.
Cała sprawa to pokłosie ciągnącego się już od ponad dekady na forum Światowej Organizacji Handlu (WTO) sporu o unijne wsparcie udzielone koncernowi lotniczemu Airbus. Waszyngton uznał bowiem za niedozwoloną pomoc publiczną (o gospodarczych skutkach w wysokości 200 mld dolarów) udzielenie Airbusowi niskooprocentowanych pożyczek, z których część potem umorzono.
Amerykanie przekonywali w swoim pozwie do WTO, że dzięki temu europejski koncern sprzedaje swoje samoloty taniej. Francusko-niemiecko-hiszpańsko-brytyjski Airbus to największy konkurent amerykańskiego Boeinga na rynku samolotów pasażerskich. Ostatecznie WTO przyznała rację Amerykanom i wyraziła zgodę na nałożenie karnych ceł. Waszyngton domagał się ich w wysokości 10 mld dolarów rocznie, ale ostatecznie stanęło na 7,5 mld dolarów. To i tak jednak rekordowy wyrok w historii WTO.
Czego dotyczą amerykańskie cła?
W wyniku korzystnego dla USA rozstrzygnięcia na forum WTO 10-proc. cłem obłożone zostały od wczoraj (18 października) samoloty Airbusa (produkowane w zakładach we francuskiej Tuluzie oraz niemieckim Hamburgu) , choć ostatecznie z ceł zwolniono części zamienne do nich. Natomiast 25-proc. cłami obłożono żywność i tekstylia. Katalog produktów jest jednak jasno określony, to m.in. francuskie wina, hiszpańskie oliwki, niemieckie piwo czy szkocka whisky. Cła mają bowiem w założeniu uderzyć głównie w kraje udziałowców Airbusa, choć zapewne będą miały jakiś wpływ na wszystkie państwa członkowskie UE.
Wśród obłożonych amerykańskimi karnymi taryfami produktów znalazły się też masło, jogurty, kawa, niektóre gatunki serów, wybrane owoce, wieprzowina, oliwa (wyłączono jednak oliwę włoską) a także części do kamer i aparatów fotograficznych oraz książki. W związku z nałożeniem amerykańskich ceł do Waszyngtonu udał się minister gospodarki Francji Bruno Le Maire, aby porozmawiać z przedstawicielem USA ds. handlu Robertem Lighthizerem. To właśnie biuro Lighthizera odpowiada za amerykańską politykę celną. Le Maire poinformował, że jeśli USA nie zmienią swojej postawy, to „czekają je poważne konsekwencje”.
UE zapowiada kroki odwetowe
Unia Europejska skrytykowała wejście w życie amerykańskiej decyzji o nałożeniu ceł na unijne produkty. „Żałujemy, że USA zdecydowały się na wprowadzenie tych taryf. Ten krok nie pozostawia nam żadnej alternatywy, jak tylko w odpowiednim czasie opracować nasze własne cła wobec amerykańskich produktów“ – powiedziała komisarz ds. handlu Cecilia Malmström.
Przedstawicielka KE wezwała jednak Waszyngton do przemyślenia decyzji o cłach. „Wzajemne nakładanie na siebie taryf w długim okresie nie posłuży niczyim interesom. Wyrządzi natomiast poważne szkody w zintegrowanym łańcuchu dostaw dla sektorów lotniczych w USA i UE oraz zaszkodzi wielu innym sektorom już cierpiącym przez obecne napięcia handlowe“ – dodała Malmström. KE długo liczyła, że USA nie zdecydują się na nałożenie ceł i postawią na negocjacje z UE.
WTO stanie też po stronie UE?
Bruksela ma bowiem pewnego asa w rękawie. W ciągu najbliższych kilku miesięcy na forum WTO zapadnie wyrok w związku ze skargą, jaką UE złożyła na amerykańskie subwencje dla Boeinga. Bruksela uznała bowiem za bezprawne podpisanie przez Departament Obrony i rządową agencję kosmiczno-aeronautyczną NASA umów dotyczących badań. UE uznała to za ukrycie pomocy publicznej. Boeing dostał też wiele podatkowych ulg.
Dotychczasowy przebieg arbitrażu pozwala z dużą pewnością domniemywać, że w tym sporze WTO stanie po stronie UE. Bruksela domaga się prawa do nałożenia wobec USA ceł w wysokości 12 mld dolarów. Prof. Dominik Gajewski ze Szkoły Głównej Handlowej spodziewa się jednak, że będzie to maksymalnie 9 mld dolarów. „To jednak i tak więcej niż WTO przyznała Amerykanom. UE może więc uzyskać w sporze z USA mocną broń. Bruksela liczyła, że Waszyngton poczeka ze swoimi cłami do czasu rozstrzygnięcia unijnej skargi na dotacje dla Boeinga, aby wówczas porozumieć się bez nakładania taryf, ale USA postanowiły działać od razu. To sprawia, że amerykańsko-unijna wojna celna wisi na włosku. Właściwie to mamy już do czynienia z taką handlową wojną podjazdową” – mówi ekonomista.
Zdaniem prof. Gajewskiego nie można patrzeć na amerykańską decyzję o nałożeniu ceł na produkty z UE jedynie przez pryzmat gospodarki. „To także decyzja polityczna. Donald Trump w przyszłym roku będzie miał przed sobą wybory prezydenckie. Od początku swojej kadencji stara się przedstawić siebie jako twardego obrońcę USA, zwłaszcza w kwestii gospodarki. Dlatego myślę, że będzie wolał iść na zwarcie z UE niż iść na ustępstwa. Ale wiele zależy od decyzji WTO ws. Boeinga” – podkreśla ekspert.
Michał Strzałkowski | EurActiv.pl