Od ponad roku toczą się Brukseli dyskusje na temat większej swobody w podejmowaniu krajowych zakazów uprawy GMO.
Wstępna propozycja zakładała, że państwa członkowskie mogą zakazać uprawy GMO na podstawie różnorodnych przyczyn poza przyczynami dotyczącymi zdrowia oraz ochrony środowiska. Ale po fali sprzeciwów państw członkowskich, 6 lipca europarlamentarzyści zadecydowali, że czynniki dotyczące ochrony środowiska zostaną zaliczone do katalogu przyczyn umożliwiających zakaz upraw GMO.
Jak czytamy w Naszym Dzienniku, "po przyjęciu nowej dyrektywy polski rząd nie będzie mógł dłużej zasłaniać się prawem unijnym i restrykcjami ze strony KE, które miały nam grozić w razie jednostronnego wprowadzenia zakazu GMO.
Parlament Europejski zdecydowaną większością głosów (584 do 84) poparł raport deputowanej Corinne Lepage z Francji, która postulowała, aby to państwa członkowskie miały prawo do zakazu uprawy roślin modyfikowanych na swoim terytorium.
Europarlamentarzyści uznali, że każdy kraj UE powinien mieć prawo bronić się przed GMO ze względu na ochronę środowiska, kwestie społeczno-ekonomiczne oraz konieczność zachowania tradycyjnych upraw. Podobne jest stanowisko Komisji Europejskiej, co oznacza istotną zmianę w podejściu Brukseli. Dotąd bowiem José Manuel Barroso i jego komisarze twardo obstawali przy tym, że kwestie związane z GMO należą do kompetencji Brukseli i to na szczeblu unijnym podejmuje się decyzje o dopuszczeniu lub zakazie uprawy danej modyfikowanej rośliny (w UE dopuszczona jest uprawa modyfikowanej kukurydzy i ziemniaków). Ale sprzeciw społeczny i protesty coraz większej liczby rządów, które nie chciały dopuścić u siebie GMO, spowodowały, że KE ustąpiła. Bruksela zgadza się także, aby o ewentualnym zakazie uprawiania roślin modyfikowanych decydowały zarówno kwestie związane z ich wpływem na środowisko, jak i inne czynniki, czyli takie, jak porządek publiczny, moralność publiczna, planowanie przestrzenne.
Zmiana przepisów unijnych w materii GMO spowodowałaby, iż łatwo można by było zakaz takich upraw wprowadzić i w Polsce. Obecny rząd twierdzi, że jest co prawda przeciw modyfikowanym organizmom, ale argumentuje, że właśnie z powodu niezgodności z prawem unijnym nie możemy wprowadzić w naszym kraju zakazu takich upraw. Tą sprzecznością tłumaczono choćby nowelizację ustawy o paszach, która wywołała w 2008 roku ogromne kontrowersje (Sejm wydłużył wtedy o kilka lat możliwość stosowania GMO do produkcji pasz). Rząd przekonywał, że gdyby nowelizacji nie przeprowadzono, groziły nam sankcje UE, w tym wysokie kary finansowe. Z tego samego powodu władze odżegnywały się od pomysłów zakazania uprawiania GMO w kraju. Teraz jednak KE nie będzie już w takie sprawy ingerować.
Z polskich eurodeputowanych za najbardziej restrykcyjnymi poprawkami do raportu głosowali politycy PiS, członkowie grupy Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy. A jednym z deputowanych, który od lat prowadzi chyba najgłośniejszą kampanię przeciwko GMO, jest Janusz Wojciechowski, wiceprzewodniczący komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi Parlamentu Europejskiego. Tłumaczy on, że rośliny modyfikowane mogą mieć szkodliwy wpływ zarówno na środowisko naturalne, jak i na ludzkie zdrowie oraz na konkurencję na rynku spożywczym, bo żywność oparta na GMO będzie wypierać z rynku tę tradycyjną, zdrowszą".
Redakcja AgroNews, fot. sxc.hu
Źródło: NaszDziennik.pl