250 tysięcy dzieci korzysta już z bezpłatnego programu „Owoce w szkole”. Mogłoby więcej, gdyby nie restrykcyjne zasady udziału w nim. Ale Agencja Rynku Rolnego broni tych reguł i twierdzi, że trzeba się do nich dostosować – informuje Redakcja Rolna TVP.
O tym, że owoce i warzywa trzeba jeść dzieci w szkołach podstawowych już wiedzą. Do podobnych wniosków doszli autorzy współfinansowanego przez Unię Europejską programu „Owoce w szkole”. Założenia były bardzo ambitne.
Michał Szczerba – poseł PO: od roku 2009-2010 rozpoczyna się program owoce w szkołach. Objętych tym programem zostanie milion uczniów w wieku od 6 do 9 lat.
Ale jak na razie darmowe porcje owoców otrzymuje nie milion, ale ćwierć miliona dzieci. A chętnych jest dużo więcej. Ta szkoła na Lubelszczyźnie zgłosiła się do udziału w programie, ale owoców jak nie było, tak nie ma.
Joanna Kaznowska – dyr. Szkoły Podstawowej w Mirocinie: szkoła złożyła wniosek do Agencji. Agencja pozytywnie rozpatrzyła. Dostaliśmy wniosek. Natomiast nie ma dostawcy.
Wszystko przez ostre reguły udziału w programie. Owoce chętnie dostarczaliby sadownicy, ale skarżą się, że nie mają takich możliwości.
Tomasz Solis – Związek Sadowników: niby to program kierowany do grup producenckich. Ale grupy producenckie musiałyby się zająć i handlem, i dystrybucją, i co śmieszniejsze powinny zacząć catering.
Urzędnicy zarządzający programem tłumaczą, że wbrew pozorom nie jest to program dla sadowników i grup producenckich.
Władysław Łukasik – prezes ARR: to jest program dla dzieci. To nie jest program dla grup producentów czy dostawców. Oni się mają dostosować.
Zdaniem Agencji Rynku Rolnego, jak na początek działania programu, cieszy się on dużą popularnością. Gdy kilka lat temu startowano z podobną akcją „Szklanka mleka”, w pierwszym roku brało w niej udział 7% dzieci. Teraz darmowe owoce już otrzymuje 20% uczniów.
Źródło: Redakcja Rolna TVP, Witold Katner, www.tvp.pl/rolna, fot. sxc.hu