Owce, jako drugi gatunek zwierząt gospodarskich po psie, zostały udomowione przez człowieka między 9 a 12 tysiącleciem przed narodzinami Chrystusa. Nic dziwnego, że człowiek przykładał do chowu tegoż gatunku ogromną wagę – dzięki jego posiadaniu osiągał szczeble rozwoju cywilizacji, zaczynając od produkcji żywności poprzez wytwarzanie perskich dywanów, doskonałych tkanin czy w końcu wykorzystując ten gatunek do pielęgnacji krajobrazu.
Zawiłe losy
Wyraźne obniżenie pogłowia owiec w Polsce dało się zauważyć na początku lat 30. ubiegłego stulecia. Wówczas władze administracyjne uzależniły wydawanie eksporterom licencji na import wełny zamorskiej od skupu wełny krajowej, zaś służby mundurowe zobowiązane zostały do zamawiania sortów mundurowych wyprodukowanych z wełny krajowej. Polskie Towarzystwo Zootechniczne i Koła Gospodyń Wiejskich propagowały przetwórstwo mięsa owczego i jagnięcego i uczyły konsumentów taktyki kulinarnej przy użyciu tych gatunków. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać – pogłowie zaczęło wzrastać, a jego rozwój został zakłócony II wojną światową.
W okresie socjalizmu duży nacisk kładziono na rozwój przemysłu włókienniczego wspieranego dotacjami państwa. Poziom produkcji wełny i dochody z owczarstwa stale wzrastały, pomimo drogich technologii chowu. Owczarze wspominają, że za odstawioną wówczas wełnę można było kupić kombajn, a dziś jedynie rower, i to nie z najwyższej półki. W latach 70. duże znaczenie miał eksport jagniąt na rynki Europy Zachodniej. Wszystkie te czynniki sprawiły, iż pogłowie uzyskało rekordowy poziom prawie 5 milionów sztuk.
Zmiany polityczne w Polsce i wprowadzenie gospodarki rynkowej odmieniły sytuację ekonomiczną owczarzy i spowodowały załamanie opłacalności produkcji wełny. Najbardziej doskwierał drogi system produkcji, który wymagał utrzymywania owiec w maksymalnie zekstensyfikowanych warunkach.
W 1996 r. zainicjowano program owczarski, którego głównym celem było pozyskiwanie jagniąt rzeźnych. Wtedy wprowadzono pojęcia ras matecznych (merynosów, owiec długowełnistych, nizinnych i górskich) i ojcowskich (plennych i mięsnych). Doprowadzono do dotowania wszystkich grup owiec nie tylko zarodowych, pod warunkami utrzymywania odpowiedniej liczby maciorek w stadzie. Dzięki jego wdrożeniu wyhamowano spadek pogłowia owiec i osiągnięto przybliżoną do właściwej strukturę rasową. Dotyczyło to głównie wzrostu udziału w pogłowiu ras mięsnych i owiec o wełnie mieszanej.
Niestety nadal owczarze narzekają na słabą rentowność produkcji. Pogłowie owiec liczy obecnie niewiele ponad 200 tys. sztuk, chociaż za pocieszający w tym względzie uznać należy fakt zwiększania się liczby maciorek pozostawionych na remont stad, co świadczy o ich odnawianiu.
Programy rolno-środowiskowe
Stan pogłowia w Europie Środkowo-Wschodniej po 1989 r. ulegał zmianom. W większości państw dochodziło do spadków liczebności zwierząt, za wyjątkiem Słowenii oraz naszych południowych sąsiadów.
Poszukiwano różnych sposobów na zwiększenie opłacalności chowu i uznano, że znakomite będzie wykorzystanie alternatywne tych zwierząt przy pielęgnacji terenów nieużytkowanych rolniczo. Podjęcie takiej decyzji wynikało z przyjęcia założeń, że środowisko przyrodnicze jest dobrem ponadczasowym i trzeba o nie zabiegać. W ten sposób doprowadzono do wdrożenia programów rolno-środowiskowych, których realizacja jest jednym z podstawowych działań Unii Europejskiej.
W Polsce pierwszym programem rolno-środowiskowym został Program Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW), w którym przewidziano mechanizmy wspierające utrzymanie naturalnych użytków zielonych oraz ginących ras zwierząt gospodarskich. Problem w tym, że np. utrzymanie pastwisk ekstensywnych opiera się na obowiązku ich wykaszania do końca lipca, a nie wypasania zwierząt gospodarskich. Siłą rzeczy funkcjonowanie PROW w przypadku zwierząt zostało w ten sposób ograniczone do ochrony ginących ras zwierząt gospodarskich, w tym również i owiec. Zabezpieczenie stosownych subwencji doprowadziło do ogromnego zainteresowania przystąpieniem do programu przez znaczną część owczarzy, ale rasy ginące nie mogą być reprezentacją całego pogłowia.
Dochodzi do anomalii sprzecznych z zasadami gospodarki rynkowej. Oto niektóre Regionalne Związki Hodowców Owiec i Kóz wprowadzają dla swoich członków, którzy przystąpili do PROW, zakazy sprzedaży zwierząt poza ich region działania, mimo że w programach dla poszczególnych ras chronionych, ich region występowania określony został znacznie szerzej. Ta pogoń za dotacjami jest dość zastanawiająca – dlaczego tak się dzieje? Przecież dotacja ta jest tylko trochę wyższa od ceny za dobrze sprzedane jagnię rzeźne na eksport pochodzące z produkcji konwencjonalnej, a gdy od maciorki uzyska się więcej niż jedno jagnię, to dochód może być nieporównywalnie wyższy. Z kolei od ras ginących istnieją poważne problemy ze sprzedażą materiału rzeźnego. Dlaczego więc taki pęd do hodowli zachowawczej w ostatnim czasie?
Odpowiedź można uzyskać na podstawie profesjonalnie wykonanych obliczeń. Z tym, że tutaj występuje problem natury technicznej, ponieważ trudno takie kalkulacje znaleźć. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności podjęto się takich kalkulacji, na niewielką skalę, bo dotyczą one jednego województwa i sytuacji dość przypadkowej. Syn jednego z owczarzy, utrzymujących największe stado w swoim województwie prowadzi badania w ścisłej współpracy ze Związkiem Regionalnym. Wykorzystuje dane pochodzące z gospodarstwa ojca, w którym prowadzona jest produkcja jagniąt rzeźnych i w sposób profesjonalny oblicza kalkulacje prowadzonej działalności.
Co z nich wynika? To, że przy przeciętnym układzie produkcyjnym trudno zbilansować koszty produkcji bez dotacji z funduszu biologicznego doskonalenia zwierząt gospodarskich. Zastanawia jednak fakt, że kwota potrzebna do zbilansowania za pomocą środków dotacyjnych jest stosunkowo niewielka w zestawieniu z innymi kosztami. Wykonanie pewnych manipulacji kosztowych uwzględniających np. wzrost plenności do poziomu 135-140% prowadzi już do dostrzeżenia perspektyw bilansowania się kosztów produkcji owczarskiej, nawet bez dotacji. Naturalnie kalkulacje dotyczą stad dużych (ok. 100 maciorek).
Pozostaje więc zasadnicze pytanie, co powoduje tak ogromne zainteresowanie dotacjami, mimo że istnieją realne przesłanki do zbilansowania się produkcji owczarskiej? Problem wymaga zastanowienia, ale już teraz z dużym prawdopodobieństwem można postawić ostrożną diagnozę.
Owczarze potrzebują gwarancji cenowych. Dotacja takie podstawowe warunki spełnia. Natomiast uzależnienie się od eksportu niestety nie. Wniosek z realizacji programu rolno-środowiskowego jest taki, że niestety nie rozwiązuje on problemów owczarstwa, a jedynie wąskiej grupy hodowców, którzy poświęcili się utrzymywaniu przez wiele lat ras nierentownych, głównie z pasji i entuzjazmu dla rodzimej hodowli, a nie dla pieniędzy. Im się to z resztą w pełni należy i za ubolewania godne uznać należy działania zmierzające do odebrania im możliwości hodowli i zbytu rodzimych ras owiec. Działalność zmierzająca do ratowania i utrzymania dziedzictwa narodowego, jakim niewątpliwie są rodzime rasy zwierząt gospodarskich, są nadrzędnym dobrem narodowym, wymagającym wsparcia, a nie tworzenia sztucznych mechanizmów manipulacji rynkiem.
Rzeczywistość
Społeczeństwo ma dość osobliwy stosunek do mięsa jagnięcego. Prawie od wszystkich pytanych czy lubią ten gatunek mięsa uzyskać można odpowiedź negatywną. Na kolejne pytanie, czy mieli okazje kiedykolwiek spożywać jagnięcinę, ta sama większość odpowiada również negatywnie.
Zgoła odmiennych opinii można zaczerpnąć od osób, które skonsumowały jagnięcinę nie wiedząc o tym, co jedzą. Mamy tu do czynienia ze zdziwieniem, często bardzo spontanicznym.
Co dalej?
Autor tego tekstu jest smakoszem i jagnięciny i baraniny. Realizacja programów badawczych i szkoleniowych praktycznie na obszarze całego kraju pozwoliła mu wyrobić pogląd nie tylko na temat problemów owczarzy, ale także poznać ich umiejętności kulinarne. Większość spotkań ma finał przy stole, a później w trakcie powrotów do domu inspirują go refleksje.
Jedną z nich jest brak rynku krajowego na jagnięcinę w Polsce. Na temat owiec funkcjonuje dziwny stereotyp. Wysoka cena mięsa w sieciach handlowych budzi zdziwienie u przeciętnego zjadacza chleba, ale wynika z faktu, że konsument po prostu nie wie z jakim dobrodziejstwem ma do czynienia. Nie mówiąc już o tym, iż nie ma większego pojęcia, co z tym mięsem zrobić i jak je przyrządzić. Gdy za 1 kg udźca w Polsce trzeba zapłacić 60 zł, to we Francji – tyle samo liczbowo, tylko że w EURO. Z kolei we Francji produkt ten schodzi z półek na bieżąco, a u nas nie!
Po zakończeniu realizacji programów szkoleniowych w środowisku owczarzy, którzy wzięli udział w wyjeździe studyjnym do Francji, pojawiła się intencja aktywizacji rynku obrotu krajową jagnięciną. Motyw przewodni wynikał z chęci przeciwdziałania stagnacji. Coraz częściej słychać, że ze względu na trudności ze zdobyciem jagnięciny w sposób ciągły w trakcie roku, pojawiły się sygnały o zainteresowaniu sieci gastronomicznych i hotelarskich importem mrożonej jagnięciny nowozelandzkiej.
Analiza tego stanu rzeczy prowadzi do wniosku, że działalność agroturystów i organizacji promujących turystykę doprowadziła do nieznacznego zainteresowania tym produktem w Polsce. Przejawia się to tym, że oprócz rzeźni wyspecjalizowanej POŁONINA w Lesku kilka mniejszych zakładów ubojowych prowadzi lub przymierza się do uruchomienia linii technologicznej przeznaczonej do uboju owiec.
Hodowcy dostarczający na rynek krajowy zaczynają odczuwać pewien rodzaj stabilizacji i gwarancji cenowych. Problemem pozostaje jednak ciągłe zaopatrywanie rynku w tusze jagnięce, co wymaga daleko posuniętej specjalizacji i to w układzie ogólnokrajowym. Na produkty przetworzone z mięsa owczego zaczynają się pojawiać możliwości zbytu w układach głównie regionalnych. Jednak w zapewnieniu ciągłości dostaw potrzebna jest współpraca w układzie ogólnopolskim. Przykładowo w woj. podkarpackim, sezonowa produkcja jagniąt prowadzi do koncentracji przetwórstwa w trakcie pierwszej połowy roku, a w mazowieckim i kujawsko-pomorskim w środkowej części oraz w drugim półroczu.
Co stoi na przeszkodzie, aby uruchomić biuro informujące o dostępności surowcowej, czym może z powodzeniem zająć się grupa producencka utworzona w układzie ogólnopolskim. W zakładach gastronomicznych istnieje problem dostępności do surowca. Niby ten surowiec jest, ale po akcesji musi być ubity w wyspecjalizowanej rzeźni, a zakłady ubojowe uzależniają ich uruchomienie od rynku zbytu, czemu pomocne jest przecież przetwórstwo itd.
Błędne koło
Przyglądając się mechanizmom funkcjonującym na rynku krajowym w dziedzinie obrotu mięsem owczym, można ulec wrażeniu rozgardiaszu, z którego nie ma możliwości się wyrwać. Budzi to frustrację i niezadowolenie wśród owczarzy, mających pretensje o to, że pozostawiono ich samym sobie. Jako naukowiec, któremu są bliskie sprawy związane z gatunkiem zwierząt gospodarskich, z którym związałem swoje życie, często nurtują mnie pytania, choćby na czym będę pracował w przyszłości, czego będę wykładał studentom, na jakich zwierzętach prowadzić będę badania, czy choćby komu te prace będą potrzebne. Trzeba za wszelką cenę coś zrobić, i to już, teraz!
Potencjalny odbiorca mięsa jagnięcego w naszym kraju się znajduje, tylko jest kompletnie pozbawiony informacji na temat możliwości wejścia w posiadanie surowca. Krótko mówiąc rynek może ruszyć wtedy, gdy będzie konsument, a konsument musi wiedzieć, gdzie jego potrzeby mogą być usatysfakcjonowane.
Oparcie obrotu mięsem owczym na rynku nie powinno dotyczyć orientacji tylko na tych konsumentów, którzy wiedzą że chcą spożywać ten gatunek mięsa. Trzeba pozyskać następnych – a znaczna rzesza osób jeszcze nie wie „że chce konsumować” jagnięcinę, baraninę i wytworzone z tych surowców przetwory. Istnieje pilna potrzeba promocji i wyrabiania świadomości dotyczącej jakości, predyspozycji smakowych, wartości odżywczej, właściwości prozdrowotnych (działanie antynowotworowe), sposobów przyrządzania kulinarnego, produkcji wędlin itp. Dobrze przeprowadzona akcja promocyjna jest gwarantem sukcesu. Promocja mięsa jagnięcego i owczego wiąże się z kosztami, których nie jest w stanie obecnie udźwignąć żadna organizacja owczarska ani Fundusz Promocji Mięsa Owczego. Najwyższy czas podjąć próbę sfinansowania przedsięwzięcia z funduszy UE, której celem jest aktywizacja rynków i doprowadzenie do ich konkurencyjności.
prof. dr hab. Roman Niżnikowski z SGGW
Źródło: Nowa Wieś Europejska, 126/2015