Dla kujawsko-pomorskich rolników mijający rok zaczął się fatalnie. Potem aura była bardziej łaskawa.
Bezśnieżna zima zniszczyła oziminy niemal w stu procentach. Ocalało tylko żyto i to w rejonach położonych na wschód od Wisły. Zdesperowani rolnicy zaczęli szukać pomocy. Najpierw u wojewody – Ewy Mes.
Postulowali, by na terenie m.in. Kujawsko-Pomorskiego ogłoszono stan klęski żywiołowej, bo wtedy pomoc dla gospodarzy może być większa. Domagali się też np. utrzymania dotychczasowej wysokości dopłat obszarowych, wsparcia finansowego do każdego hektara zniszczonego przez mróz, większego zwrotu za zakup paliwa rolniczego i wycofania się z pomysłu podwyższania wieku emerytalnego kobiet.
Nie usatysfakcjonowały ich informacje o tym, że postulaty trafiły do Warszawy i trzeba czekać na decyzje. 19 marca – zaraz po oficjalnych obchodach rocznicy strajku chłopskiego – rolnicy rozpoczęli protest okupacyjny w Kujawsko- Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim. Zawiązali Ogólnopolski Komitet Protestacyjny Rolników, z siedzibą w Bydgoszczy. Na jego czele stanęli: Antoni Kuś z Rojewa (pow. inowrocławski) i Józef Nowak z Gogolinka (pow. bydgoski).
Gospodarze zajęli salę sesyjną. Prowadzili strajk rotacyjny. Gdy 30 marca otrzymali zapewnienie Marka Sawickiego – ówczesnego szefa resortu – że poszkodowani przez mróz otrzymają pomoc, po trzynastu dniach zakończyli protest. Ale nie poddali się – ogłosili pogotowie strajkowe i zapewnili, że będą ministrowi uważnie patrzeć na ręce.
Odnieśli spory sukces i poparcie gospodarzy z całego kraju. Rada Ministrów przyjęła stawkę – 100 zł pomocy na 1 ha uprawy. Jednak rząd nie spełnił większości z szesnastu postulatów rolników (m.in. ogłoszenia klęski żywiołowej, większych dopłat do paliwa rolniczego, zwolnienia z opłat licencyjnych za nasiona wykorzystane do siewu). Straty oszacowano, ale rolnicy wciąż czekali na pieniądze. W dodatku pogarszała się opłacalność produkcji mięsa, bo soja na światowych rynkach bardzo podrożała.
Dlatego 14 czerwca, przed Kujawsko-Pomorskim Urzędem Wojewódzkim w Bydgoszczy stanęło kilkaset ciągników. Były też szambowozy wypełnione gnojowicą. O "śmierdzącym proteście" który zablokował centrum Bydgoszczy, mówiła cała Polska.
Wojewoda Ewa Mes zaoferowała protestującym dojazd do ministra rolnictwa – Marka Sawickiego – służbowym samochodem. Gospodarze nie skorzystali. Sawicki zaś stwierdził, że ministerstwo mieści się w Warszawie i do Bydgoszczy się nie wybiera. To tylko rozsierdziło gospodarzy. Sawicki do Bydgoszczy wysłał wiceministra – Tadeusza Nalewajka. Protest zakończono, uzgodniono termin spotkania z ministrem Sawickim. Odtąd co kilka miesięcy przedstawiciele bydgoskiego komitetu jeździli na spotkania z szefem resortu, by rozmawiać o problemach rolników. Ale w lipcu – po aferze taśmowej w PSL – Marek Sawicki rezygnuje ze stanowiska. Odtąd bydgoski komitet spotyka się m.in. z jego następcą – Stanisławem Kalembą.
Po raz kolejny Polska usłyszała o rolnikach z Kujawsko-Pomorskiego, gdy 2 września, rolnicy związani z komitetem protestacyjnym, postanowili zorganizować uroczystość konkurencyjną dla Dożynek Województwa Kujawsko-Pomorskiego i Archidiecezji Gnieźnieńskiej (z udziałem Prymasa Polski). Nazwali ją Dożynkami Chłopskimi.
W nocy, zaraz po dożynkach, zmarł Antoni Kuś. – To był człowiek buntu – tak wspominał go Paweł Barczak z Wybranowa (pow. inowrocławski). Dla wielu gospodarzy stało się jasne, że odtąd rolnicze protesty będą wyglądały inaczej.
Reszta roku była łaskawa. Pogoda pozwoliła zebrać niezły plon. Przetwórcy mieli co przerabiać i sprzedawać, także na eksport.
Źródło: Pomorska.pl
Redakcja AgroNews, fot. sxc.hu