Kwestia gleb w Europie jak w soczewce skupia problemy i niedociągnięcia Wspólnej Polityki Rolnej (WPR). Od ich rozwiązania zależy przyszłość rolnictwa w Unii Europejskiej.
„Gleby są bardzo ważnym elementem ekosystemów (leśnych i rolniczych) zapewniającym wzrost i rozwój organizmów żywych oraz ich różnorodność biologiczną”. Ponadto posiadają duże walory krajobrazowe oraz przyczyniają się do regulacji klimatu” – przypomina w rozmowie z EURACTIV.pl prof. Józef Chojnicki z Wydziału Rolnictwa i Biologii Katedry Nauk o Środowisku Glebowym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
„Gleby są niezbędne w procesie produkcji żywności, pasz dla zwierząt, oraz surowców dla przemysłu przetwórczego. Pogorszenie stanu gleb na świecie wpłynie negatywnie na dobrobyt ludzi i równowagę ekosystemów na planecie” – podkreśla naukowiec. Eksperci także od dawna, przestrzegają ludzkość przed kurczącymi się zapasami wody pitnej na świecie.
Tymczasem podobny problem dotyczy także gleb. Każdego roku z powierzchni Unii Europejskiej z powodu samej tylko erozji wodnej znika obszar odpowiadający łącznej wielkości Warszawy i Trójmiasta. Urbanizacja, przemysł, niewłaściwie użytkowanie gleb w czasie produkcji żywności wywierają skuteczną presję na gleby powodując nieodwracalne zniszczenia. A przecież to co naturze zajmuje setki lat – produkcja 1 cm żyznej gleby – człowiek potrafi zniszczyć w stosunkowo krótkim czasie.
Dotychczasowa Wspólna Polityka Rolna nie jest bez winy w kontekście pogarszania się sytuacji gleb w Europie. Profesor Chojnicki z SGGW zwraca uwagę na nie zmieniającą się powierzchnię kuli ziemskiej przy jednoczesnym wzroście populacji człowieka oraz coraz większym wymaganiom konsumpcyjnym. „Europa ma najbardziej intensywne rolnictwo, które często powoduje degradację gleb w różnym stopniu”.
Eksperci do jednego z głównych negatywnych czynników WPR zaliczają presję na produkcję. „Obniżenie kosztów jednostkowych odbija się na środowisku” twierdzi prof. Chojnicki. Pestycydy umożliwiają wprawdzie osiąganie lepszych rezultatów, ale stosowane w nadmiernych ilościach są szkodliwie dla środowiska. Rezygnacja ze stosowania płodozmianów na rzecz monokultur zmniejsza żyzność gleb i zmusza do stosowania większych ilości pestycydów.
Wciąż nie wiadomo ile dokładnie pestycydów trafia na europejskie pola. Unia nie prowadzi dokładnych statystyk. Dane z 2015 r. wskazują na 391 tys. ton aktywnych składników. Jednak od tego czasu liczba ta mogła wzrosnąć. Tymczasem intensywne stosowane środków chemicznych niesie za sobą wiele negatywnych konsekwencji. Chemikalia spływające wraz z wodą do zbiorników wodnych stanowią zagrożenie dla wielu gatunków roślin. Herbicydy dziesiątkują dziko rosnące rośliny, pozbawiając tym samym pożywienia owady i ptaki.
Unia ponadto stopniowo ogranicza możliwość stosowania insektycydów (środków owadobójczych), odpowiedzialnych za niszczenie populacji wielu gatunków owadów czy przeprowadzanie kontroli pozostałości pestycydów w żywności oraz oczyszczania wód gruntowych. To jednak nie szczyt ambicji UE w tej materii. Zaprezentowane przed rokiem priorytety WPR na lata 2021-2027 mają być ściślej powiązane z działaniami w zakresie ochrony środowiska i działań na rzecz klimatu: a więc także ochrony gleby.
Do istniejących instrumentów promujących zrównoważone wykorzystanie gleb mają dołączyć kolejne, jak te jeszcze ściślej łączące płatności bezpośrednie z nieszkodliwymi praktykami rolniczymi, zapewniające normy w zakresie środowiska i klimatu, ale także bezpieczeństwa żywności, zdrowia czy dobrostanu zwierząt. Do form zachęcania rolników będą należeć m.in. ekoprogramy dla przekraczających obowiązkowe wymogi dotyczące ochrony środowiska. Ogółem do 40 proc. całkowitego budżetu WPR będzie odpowiedzialne za realizację działań w dziedzinie klimatu.
Stosowanie przez rolników środków chemicznych na wielką skalę jest jednym z głównych problemów współczesnego europejskiego rolnictwa. Innym – nie mniej istotnym – jest koncentracja własności ziemi. Im mniejsza liczba rolników zajmuje się uprawianiem gleby, tym staje się ona coraz mniej żyzna. Dotychczasowa logika WPR przyczyniła się do przejmowania gruntów od małych i średnich gospodarstw przez te większe.
Tę tendencję potwierdzają liczne statystyki. W 2013 r. ponad połowa gruntów rolnych w Europie znajdowała się w posiadaniu 3,1 proc. właścicieli, podczas gdy trzy czwarte gospodarstw zajmowało zaledwie 11 proc. powierzchni rolnej. W latach 1990–2013 w niektórych państwach Europy Zachodniej liczba dużych gospodarstw (powyżej 100 hektarów) podwoiła się, a w innych krajach wzrosła nawet pięciokrotnie. To samo dotyczy powierzchni gruntów zajmowanych przez te gospodarstwa.
Parlament Europejski uważa, że tendencja ta stanowi zagrożenie dla małych gospodarstw rodzinnych, które są postrzegane jako pożądany element wielofunkcyjnych obszarów wiejskich. Szacuje się, że ponad 80 proc. płatności bezpośrednich w ramach WPR trafia do największych 20 proc. gospodarstw. Tendencje te można także zaobserwować w państwach, które przystąpiły do UE począwszy od 2004 r. Od momentu akcesji tych państw – Słowacji, Czech, Polski, Węgier, Bułgarii – zmniejszył się odsetek ludności rolniczej oraz znacznie zwiększyły się ceny gruntów rolnych, by np. w Bułgarii między 2006 a 2012 r. osiągnąć wzrost blisko 200 proc.
Profesor Chojnicki rekomendowałby wsparcie przez UE dla mniejszych i średnich gospodarstw, aby „odzyskać równowagę w europejskim rolnictwie”. Zmiana przestawienia wektorów WPR wymaga czasu, jednak w nowej perspektywie UE pojawią się instrumenty wspierające małe i średnia gospodarstwa, a także zachęcające młodych ludzi do podejmowania pracy w rolnictwie. „Bez nich będzie trudno zadbać o bioróżnorodność” – dodaje naukowiec z SGGW.
Czy istnieje związek między rolnictwem, a wakacyjnym zamykaniem plaż nad Bałtykiem? Okazuje się, że tak i głównym winowajcą są dążące do poprawiania wydajności wielkoprzemysłowe gospodarstwa rolne. Przyczyną jest nadmierne stosowanie azotanów. Winne jest pęd do uzyskania szybkiego efektu w postaci żyznej gleby w krótkim czasie poprzez użycie zbyt dużych ilości azotu rozrzuconego na polu w postaci nawozu czy obornika. W efekcie, prowadzi to do eutrofiacji (przeżyźnienia) gleby, a nadmiar azotanów zmywany do rzek, jezior i mórz powoduje dobrze znane polskim turystom wypoczywającym nad Morzem Bałtyckim powstawanie glonów (toksycznych sinic), alg, a nawet obumieranie ryb.
W UE istnieje – zwraca uwagę profesor Chojnicki – od 1991 r. Dyrektywa azotanowa mająca na celu ochronę wód powierzchniowych i gruntowych przed zanieczyszczeniem związkami azotu pochodzącymi z rolnictwa. Początkowo skuteczna – w latach 2004-2007 w 70 proc. stacji monitorowania wód powierzchniowych stężenie azotu zmniejszyło się lub przynajmniej nie uległo powiększeniu – dyrektywa nadal nie została włączona w system WPR i nic nie wskazuje, by sytuacja ta miała ulec zmianie. Wprawdzie są w Europie państwa, gdzie nie ma problemu z przekroczeniem norm, jednak np. w Niemczech czy w Holandii – w krajach o dużej gęstości zaludnienia i intensywnym rolnictwie notuje się często silne zanieczyszczenie azotanami.
Ten stan rzeczy wymusza na krajach członkowskich własne działania. O wiele skuteczniejsze byłoby skoordynowanie WPR z wysiłkami poszczególnych krajów. Tylko wówczas można osiągnąć zadowalające rezultaty. W latach 2012-2015 w 13,2 proc. stacji pomiarowych odnotowano stężenie azotanów przekraczające dopuszczalne normy dla wody pitnej, tj. 50 mg na litr. Gospodarstwom grożą kary i zmniejszenie dopłat bezpośrednich za nieprzestrzeganie terminów stosowania nawozów lub niewłaściwe przechowywanie obornika, a od 2018 r. należy prowadzić ewidencję zabiegów agrotechnicznych, podczas których zastosowano azot.
Jednym z problemów z azotem w UE jest brak skoordynowania dyrektywy azotowej z WPR. Szacuje się, że nie więcej niż 1 proc. gospodarstw otrzymujących dopłaty jest objętych kontrolami, a ewentualne przekroczenie norm grozi utratą nie więcej niż 5 proc. finansowania. Dlatego, jak podkreśla prof. Chojnicki, WPR musi jeszcze silniej promować ekologiczne metody uprawiania roślin oraz humanitarne traktowanie zwierząt. Większa dywersyfikacja uprawianych roślin połączona z odpowiednią liczbą zwierząt na hektar to mniej nadmiaru azotanów w glebie i lepsza ochrona wód.