Szara strefa ciągle mocna. Szacuje się, że co dziesiąta butelka alkoholu w kraju pochodzi z nielegalnego źródła. Sam tylko budżet państwa traci na tym co roku miliard złotych. Służby celne zapowiadają ostrzejszą walkę, ale nikt nie ma wątpliwości, że szarej strefy całkowicie wyeliminować się nie da – informuje TVP Info.
Nielegalne rozlewnie, bimbrownictwo oraz kontrabanda ze Wschodu. Skala problemu nie jest może tak wielka jak 10 lat temu, ale z szarą strefą wciąż trzeba walczyć. A jak wypadamy na tle innych państw Europy?
– Na pewno są państwa, które mają znacznie większy problem z nielegalną konsumpcją. Tak jest na przykład w Skandynawii, czy w Bułgarii. Ale jak porównamy się do zachodniej Europy, to tam ten problem praktycznie nie istnieje. Jest w śladowych ilościach.. My jesteśmy gdzieś pomiędzy i jest jeszcze dużo do zrobienia – tłumaczy TVP Info.Leszek Wiwała ze Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego.
Polska czwarta w Europie
Polska jest czwartym producentem wódek w Europie. Rynek mocnych alkoholi jest wart nieco ponad 13 miliardów złotych rocznie. Tylko na potrzeby produkcji samych wódek unijni farmerzy co roku sprzedają branży spirytusowej około 750 tys. ton zbóż. Jest więc o co walczyć, aby szara strefa zniknęła – informuje TVP Info.
– Jest ona niewątpliwie bardzo groźna, gdyż niesie ze sobą bardzo poważne konsekwencje. Przede wszystkim społeczne, bo zagrożone jest zdrowie osób pijących nielegalny alkohol. Po drugie finansuje się z tego przestępczość. Wreszcie traci na tym budżet państwa oraz uczciwi producenci trunków – mówi wiceminister finansów oraz szef Służby Celnej Jacek Kapica.
Problem podziemnych fabryk wódki
Ale zdaniem branży spirytusowej wysiłki rządu, aby ograniczyć taki proceder, są niewystarczające. Największym problemem nie jest uprawiane z reguły na niewielką skalę bimbrownictwo, ale prawdziwe podziemne fabryki wódki. Przez ostatnie trzy lata służba celna wykryła 84 takie nielegalne rozlewnie. Polmosy uważają, że aby ograniczyć ten proceder, trzeba zaostrzyć kontrole importu tzw. skażonego alkoholu.
Z reguły wjeżdża on do naszego kraju legalnie na potrzeby przemysłu. Niestety bardzo często znika potem bez śladu. Teoretycznie powinien zostać zużyty do produkcji kosmetyków, czy podpałki do grilla. W praktyce trafia do zorganizowanych grup przestępczych.
– Nagle się okazuje, że gdy produkujemy spirytus w Polsce, to jest on bardzo mocno kontrolowany. Ale jak ściągamy z zagranicy skażony alkohol, nikt do końca nie wie, ile tego jest i służba celna praktycznie tego nie sprawdza – mówi reprezentujący największe polskie Polmosy Leszek Wiwała.
Nie jest tak źle
Ale szef Służby Celnej nie zgadza się z takimi zarzutami. Po pierwsze na tle innych krajów Europy nie wypadamy zbyt źle, a po drugie ze skażonym alkoholem też się walczy. – Wszystko zależy oczywiście do czego się porównuje. Jeżeli porównujemy szarą strefę w relacji do Węgier, gdzie jest ona na poziomie 20 proc.,, czy Litwy na poziomie 40 proc., to nie jest źle. W Polsce jest ona szacowana na poziomie 10 proc.. Można więc powiedzieć, że nie jest specjalnie wysoka. Jeżeli chodzi o walkę ze skażonym alkoholem to podejmujemy działania samodzielne lub z policją. I w tym zakresie ograniczamy liczbę tzw. skażalników lub łączymy je w pary, aby coraz trudniej można było odkazić alkohol – mówi wiceminister Jacek Kapica.
A straty dla budżetu państwa są ewidentne. Przestępcy nie odprowadzają akcyzy, VAT-u, podatku dochodowego oraz łat gminnych i wojewódzkich z tytułu zezwoleń na handel detaliczny i hurtowy napojami spirytusowymi. Z wyliczeń Ernst&Young wynika, że branża alkoholowa przekazała na różnych szczeblach administracji ponad 10 miliardów złotych, dając przy tym pracę 93 tys. osób. Straty budżetu państwa z tytułu szarej strefy sięgnęły miliarda złotych – informuje TVP Info.
Źródło: Witold Katner, TVP Info, www.tvp.info, fot. sxc.hu