O ustawie „antyodorowej” ze Szczepanem Wójcikiem, prezesem Instytutu Gospodarki Rolnej, rozmawia Marta Wiszczycka.
Marta Wiszczycka: Panie prezesie, jak ocenia pan kształt ustawy „antyodorowej” zaproponowanej przez Ministerstwo Środowiska?
Szczepan Wójcik: Rozumiem intencje ustawodawcy. Rozumiem także ideę, która przyświeca proponowanym regulacjom, ideę opierającą się na konieczności szukania kompromisu między postulatami mieszkańców wsi niebędących rolnikami, a gospodarzami będącymi hodowcami zwierząt. Obie te grupy mają prawo pracować i żyć i jestem przekonany, że taką sytuację da się osiągnąć.
Czytaj także: Ardanowski o ustawie antyodorowej: to rozsądna propozycja
– Ale jednocześnie sprzeciwia się pan proponowanym nowym odległościom od zabudowań, w których mogłyby być prowadzone chów i hodowla zwierząt.
– Tylko w ubiegłym roku eksport artykułów rolno-spożywczych z Polski przekroczył 30 mld EUR, mając znaczny wpływ na kształtowanie się wskaźników towarowej produkcji rolnej w naszym kraju. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego aż 60,7% towarowej produkcji rolnej w Polsce stanowiły artykuły pochodzenia zwierzęcego. Nie możemy – jako wciąż kraj na dorobku – bagatelizować tych cyfr, a wysunięte tu rozwiązania faktycznie uniemożliwiają jakąkolwiek rozbudowę gospodarstw, szczególnie najmniejszych gospodarstw rodzinnych. Są inne rozwiązania.
– A konkretnie? Co zrobić, żeby – mówiąc kolokwialnie – nie śmierdziało?
– Mówimy o wsi, prawda? Pewne uciążliwości zapachowe zawsze będą się pojawiać. Taka jest specyfika zawodu rolnika. Dziś możemy mówić wyłącznie o znacznym ich ograniczeniu. Należy pamiętać też o sytuacjach, w których – co dzieje się nader często – ludność miejska podejmuje decyzję o wybudowaniu się na wsi. Nikt nie zważa wówczas na bliskość gospodarstw, a potem ta napływowa ludność protestuje przeciw legalnej działalności rolnika. Nie mówię, że jest to sytuacja bezwyjątkowa, ale niestety bardzo częsty proceder. prawo powinno działać w obie strony tj. jeśli gospodarstwo rolne już istnieje lub posiada pozwolenie na budowę, właściciel terenu starający się o warunki zabudowy lub pozwolenie na budowę dla obiektu chronionego np. budynku mieszkalnego powinien dostarczać do organu oświadczenie w formie aktu notarialnego z wpisem do ksiąg, że jest świadomy budowania obiektu w strefie buforowej, w związku z czym nie będzie wnosił z tego tytułu żadnych roszczeń względem rolnika prowadzącego chów lub hodowlę zwierząt lub w przypadku braku takiego oświadczenia, powinien otrzymywać odmowę wydania pozwolenia.
Taki zapis chroniłby inwestorów przed sytuacjami, w których wybudowali swoje budynki w zgodzie z obowiązującym prawodawstwem. Właściciele terenów często wznoszą budynki mieszkalne, po czym składają skargi m.in. do WIOŚ względem prowadzonej zgodnie z prawem wcześniejszej działalności sąsiadów.
– To wciąż nie załatwia sprawy odorów…
– Niemcy czy Holendrzy postawili na wspomaganie systemów biofiltracji i to działa. W tych krajach istnieje obligatoryjna konieczność montażu odpowiednich filtrów, które znacznie ograniczają uciążliwości. Może zamiast ustalania nowych odległości hodowli od zabudowań, warto byłoby dofinansować wprowadzanie filtrów? Ważnym problemem jest także nieuwzględnienie w projekcie tak indywidualnych kwestii jak choćby kierunek wentylacji czy obecność w zakazanej strefie zabudowań niezamieszkanych znajdujących się także w znacznej odległości od zabudowy zwartej.
– Co w tym przypadku pan proponuje?
– Proponuję, aby rozważyć kwestię ustanowienia zdefiniowanych odległości prowadzenia chowu i hodowli zwierząt gospodarskich od zabudowań w odniesieniu od zabudowy zwartej, skoncentrowanej w myśl przepisów kodeksu urbanistyczno-budowlanego. To logiczne rozwiązanie.
– To wciąż może nie zatrzymać protestów.
– Niejednokrotnie przyczyną konfliktów między rolnikami, a mieszkańcami jest – jak wspomniałem – niezadowolenie drugiej z grup w sytuacji, w której z powodu relatywnie niskiej ceny gruntów podejmują oni decyzję o osiedleniu się w pobliżu gospodarstwa utrzymującego żywy inwentarz. Warto zauważyć także, że część skarg i protestów dotyczących uciążliwości zapachowej stanowi manipulację i wynika z nadużywania przepisów ustawy o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko. Za przykład posłużyć tu może sytuacja z okolic Kępna (woj. wielkopolskie), gdzie stowarzyszenie Przyjazne Środowisko wespół z mieszkańcami zorganizowało protest z powodu aktualnego zanieczyszczenia powietrza przed gospodarstwem, na którym nigdy nie odbyło się jeszcze zasiedlenie – mówiąc obrazowo, nigdy nie było tam ani jednego zwierzęcia hodowlanego. To absurd.
– Czy proponowane regulacje wpłyną negatywnie na inne branże?
– Sam sektor budowlany szacuje, że roczna wartość inwestycji budowlanych w sektorze rolnym wynosi kilka mld złotych. Te pieniądze po prostu nie popłyną. Takich branż jest więcej.
– Czyli jest pan zdecydowanym przeciwnikiem nowej ustawy?
– Zdecydowanie nie! Jestem przekonany o konieczności wprowadzenia zmian w prawie, ale w taki sposób, aby prawo działało w obie strony. Jestem zwolennikiem znalezienia równowagi, w nowej sytuacji, w której znalazła się polska wieś. Brak rozwoju rolnictwa wpłynie negatywnie na naszą konkurencyjność na rynkach światowych, to przełoży się wzrost importu, wzrosty cen, czyli finalnie odbije się na kieszeni Kowalskiego. To staram się uświadomić. Mówię „tak” nowemu prawu, ale w formie szeroko skonsultowanej z przedstawicielami sektora rolnego.
Redakcja AgroNews, źródło: Instytut Gospodarki Rolnej