Zamknięcie ferm, w których hodowane są norki, miałoby sens, gdyby jednocześnie przeprowadzono akcje uświadamiające skierowane do konsumentów. Jeśli popyt na futra utrzyma się, problem przeniesie się do innych krajów – powiedziała zoolog dr Joanna Bagniewska.
Posłowie PiS złożyli w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, który przewiduje m.in. wprowadzenie zakazu hodowli i chowu zwierząt futerkowych w celu pozyskiwania futer. Zakaz miałby wejść w życie 1 stycznia 2022 r. Zapisom tym sprzeciwiają się przedstawiciele branży futerkowej.
Akcja uświadamiająca potrzebna
"Cierpienie zwierząt i zagrożenie dla środowiska spowodowane przez hodowlę to podstawowe powody, dla których należałoby zakazać prowadzenia ferm norek" – powiedziała w rozmowie z PAP zoolog z Uniwersytetu w Reading, dr Joanna Bagniewska. Jak dodała, kluczowe jest przeprowadzenie wśród społeczeństwa akcji, która uświadomi problemy związane z hodowlą norek na futra.
"Jeżeli zakażemy hodowli w Polsce, a ludzie nadal będą chcieli posiadać futra – problem związany hodowlą norek przeniesie się do innych krajów, np. do Chin, gdzie różne gatunki zwierząt futerkowych hodowane są obecnie w gorszych warunkach, niż w Polsce" – zauważyła.
W rozmowie z PAP ekspertka powiedziała, że norki amerykańskie, hodowane w Polsce na futra, to zwierzęta znakomicie przystosowane do drapieżnego stylu życia. Żyjąc w środowisku naturalnym polują zarówno w wodzie, na lądzie, jak i na drzewach. Są większe i sprawniejsze od swoich krewnych, norek europejskich, które w Polsce całkowicie wyginęły.
Uwolnić norkę, ale z głową
Zoolog podkreśliła, że nie da się zapewnić stuprocentowej szczelności ferm, a wydostanie się zwierząt do środowiska naturalnego jest realnym zagrożeniem.
"W pewnych częściach Europy norki amerykańskie stanowią dla rodzimych zwierząt konkurencję pokarmową – co znaczy w praktyce, że poszukują tego samego rodzaju pokarmu" – stwierdziła. – "A ze względu na wielką skuteczność podczas polowań mogą się przyczynić wyniszczenia innych gatunków. Na przykład na wyspach zamieszkanych przez ptaki wodne norki czują się jak dziecko w sklepie ze słodyczami, potrafią tam zdziesiątkować populacje".
Bagniewska przywołała też przypadek Wielkiej Brytanii, gdzie aktywiści, którym bliskie było dobro norek, włamywali się do ferm i wypuszczali je na wolność.
"Ich intencje były dobre, ale wykonanie już nie – bo norki silnie zaburzyły lokalne środowisko naturalne" – podkreśliła.
W ocenie dr Bagniewskiej stosunkowo proste byłoby podniesienie dobrostanu zwierząt: zapewnienie im większych, bardziej luźnych klatek. "Nie wyczerpuje to jednak podstawowego zagrożenia, jakim jest związane z hodowlą ryzyko wprowadzenia obcego i bardzo inwazyjnego gatunku do środowiska" – dodała.
Fetor z ferm
W przypadku ferm za duży problem uważa się też towarzyszący im, bardzo intensywny zapach. Wynika on z tego, że w przeciwieństwie do innych gatunków masowo hodowanych przez ludzi – są drapieżnikami, a co za tym idzie, zapach ich odchodów jest bardziej drażniący, niż w przypadku roślinożerców. Do tego dochodzi fetor mięsnej karmy oraz brudnych klatek, w których przetrzymywane są tysiące stłoczonych zwierząt – wskazała dr Bagniewska.
"Futra to towar luksusowy – nie są konieczne do życia i przetrwania. Mamy mnóstwo alternatyw dla pięknego ubioru, dlatego zamknięcie ferm nie powinno być większym problemem dla społeczeństwa" – podsumowała. (PAP)
Źródło: Nauka w Polsce PAP/Szymon Zdziebłowski, fot. flickr.com