Bioasekuracja w małej chlewni. Między teorią a praktyką

Obowiązkowa bioasekuracja miała powstrzymać wirusa ASF, a doprowadzi do zniszczenia gospodarstw. Tak przynajmniej uważają mali hodowcy trzody chlewnej. Tłumaczą, że nie stać ich na narzędzia potrzebne do zapewnienia bioochrony. Ale póki co z hodowli nie rezygnują.

rolnik, rolnictwo, portal rolny, bioasekuracja, ASF

Od trzech tygodni przepisy bioasekuracyjne związane z epidemią ASF obowiązują wszystkich hodowców trzody chlewnej w Polsce. Resort rolnictwa, rozszerzając zakres obowiązywania ustawy na obszar całego kraju, chciał zabezpieczyć gospodarstwa przed ewentualnym przeniesieniem choroby. W wyniku tego każdy producent świń do końca lutego musiał spełnić szereg wymogów. A tych jest sporo, i co najgorsze –  dużo kosztują. Nie można na przykład trzymać świń w tym samym budynku co innych zwierząt. Poza tym gospodarstwo należy wyposażyć w maty dezynfekcyjne, każde wejście do chlewni zarejestrować,  a sprzęt użyty do obsługi świń odkazić.

Tyle teoria. A jak bioasekuracja wygląda w praktyce? Tu niestety zaczynają się schody.

W ostatnim czasie dostałam sporo telefonów i maili od producentów świń, którzy utrzymują mniejsze stada. Alarmowali mnie, że finansowo nie są w stanie spełnić tych i jeszcze wielu innych warunków bioochrony.

W związku z tym w ich gospodarstwach nie ma mat dezynfekcyjnych, wysokiego ogrodzenia czy nawet odzieży ochronnej. Zapytałam ich, czy nie obawiają się w takim razie kontroli inspekcji weterynaryjnej.

– Pani, był u mnie niedawno weterynarz, bo mi świnia chorowała. Do chlewni wszedł w swoich butach, żadnej odzieży ochronnej nie zakładał, mało tego – nawet rąk nie odkaził, tylko mydłem umył. I jak skończył robotę, wskoczył do samochodu i pojechał do następnej chlewni. I tam wlazł w tych samych butach, w których był u mnie. No to o czym my tu mówimy? –  tak mi odpowiedział jeden z rozmówców, rolnik spod Poznania, który utrzymuje 15 loch.

Nie jest to odosobniony przypadek, bo sygnałów o takim zachowaniu inspektorów czy lekarzy otrzymaliśmy już kilka. W efekcie hodowca, który był świadkiem podobnej sytuacji, doszedł do wniosku, że rozkładanie mat i odkażanie rąk nie ma sensu, skoro wirusa może przenieść nieodpowiedzialny weterynarz.

Nie chcę tu oczywiście zwalać winy za takie myślenie rolnika na inspektorów weterynaryjnych. Akurat oni też są w niewesołej sytuacji w związku z zaostrzoną bioasekuracją. Bo to na ich barki spadł obowiązek kontroli gospodarstw utrzymujących świnie. A przecież w ostatnim czasie bardzo uszczupliły się ich szeregi, bo z pracy odeszło kilkuset lekarzy weterynarii. Ci, którzy zostali, ostrzegają, że bez natychmiastowego wzmocnienia finansowego i kadrowego inspekcji nie będzie możliwe skuteczne zwalczanie ASF.

Wróćmy jednak do inwestycji związanych z programem bioasekuracji. Właśnie do tej kwestii odniosła się niedawno Najwyższa Izby Kontroli. Zdaniem Izby, podczas opracowywania programu nie uwzględniono tego, że w małych gospodarstwach utrzymujących do 50 sztuk świń wdrożenie wymaganych zabezpieczeń jest zwyczajnie nieopłacalne, bo przekroczyłoby zyski z hodowli. W związku z tym ci rolnicy będą zmuszeni prędzej czy później zlikwidować swoje stada i zrezygnować z hodowli.

Wielu moich rozmówców wyraziło przekonanie, że bioasekuracja jest na rękę właścicielom dużych ferm, bo wyeliminuje tych mniejszych, których na nią nie stać. I w krótkim czasie doprowadzi do likwidacji tysięcy chlewni.

– Wymaga się ode mnie bioasekuracji, na którą mnie nie stać, a w gruncie rzeczy chodzi o zlikwidowanie mojej produkcji – skarży mi się hodowca z Kujaw, który utrzymuje 23 świnie. I dodaje, że maty nie kupi, bo nie ma za co.

– A jak mam mieć za co kupić matę, skoro świnia w skupie kosztuje marne 3,80 zł/kg? – pyta mój rozmówca.

No faktycznie… Co mu odpowiedzieć?

Jeszcze kilka tygodni temu podczas posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa członek NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” Aleksander Zaręba apelował, by wdrożeniem programu bioasekuracji w całym kraju „nie zmarnować produkcji trzody chlewnej w małych gospodarstwach”.

Dziś już wiadomo, że wymogi bioasekuracyjne spowodują likwidację wielu mniejszych chlewni. Ale czy powstrzymają wirusa? Ustawa obowiązuje od trzech tygodni. Teoretycznie. Bo  w praktyce w wielu chlewniach nie ma nawet maty dezynfekcyjnej.

Kamila Szałaj, fot. UW Lublin

Zostaw komentarz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

13,428FaniLubię
7,105ObserwującyObserwuj
3,946ObserwującyObserwuj
8,520SubskrybującySubskrybuj
Verified by ExactMetrics